top_banner
Wojcin czasy PRL 1945-1956

Rozdział 10.

Organizacja PRL i polski stalinizm.
(1945–1956)

str. 9

  Transformacja ustrojowa państwa polskiego w kierunku systemu komunistycznego dokonywała się u nas w latach 1944–1947. Komuniści uporali się w tym czasie z polskim podziemiem zbrojnym, z ukraińskim (UPA) i niemieckim (Werwolf) na Ziemiach Odzyskanych. Polskie podziemie zbrojne nie miało szerszego poparcia społecznego, ponieważ nie widać było żadnych szans na realizację ich dążeń, zwłaszcza kiedy propaganda komunistyczna zaczęła ujawniać, że politycy Anglii i USA w 1946 roku zaczęli publicznie kwestionować zachodnie granice Polski. Ludzie zaś pragnęli stabilizacji, wierząc, że skoro udało się im przeżyć okupację hitlerowską, przeżyją jakoś i komunizm. Dziś widać z perspektywy czasu, że wszelkie ówczesne wystąpienia zbrojne ze strony podziemia nie miały absolutnie żadnych szans powodzenia, a przyczyniały się jedynie do zabijania ludzi, co ułatwiało nowej władzy tworzenie systemu represyjnego.

Ostatecznie walka o władzę pomiędzy legalną opozycją S. Mikołajczyka, przywódcy PSL, a komunistami i ich sojusznikami rozstrzygnięta została w wyniku dwóch kampanii politycznych: sondażowego Referendum w czerwcu 1946 i wyborów do Sejmu Ustawodawczego w styczniu 1947 roku.
W obydwóch tych akcjach, jeszcze podczas kampanii poprzedzających wybory, dochodziło do rozlewu krwi, a w trakcie wyborów – do „cudów nad urną”. Wyniki wyborów zostały zafałszowane, tak że prawdziwe rezultaty są dziś nie do odtworzenia, a historycy przyjmują za miarodajne szacunkowe obliczenia PSL oparte na kilku komitetach wyborczych, gdzie zachowano wyniki. W świat poszły natomiast rezultaty podane przez komunistyczną władzę, które dawały zdecydowane zwycięstwo komunistom z PPR i ich sojusznikom, a obwieszczały klęskę Mikołajczyka i jego stronników.

Jak w tych uwarunkowaniach politycznych mogli się zachować wyborcy z Wójcina? Autor trzech monografii, J. Maślanka, wyciągnął z nieznanych nam źródeł takie wnioski:

„W Wójcinie i w Dzietrzkowicach wiatr wiał w żagle zwolennikom PPR. Łubnice opanowało PSL. W wyborach 1947 r. Łubnice głosowały na listę Nr 2, licząc na zwycięstwo, ale PSL uzyskało zaledwie kilkanaście procent poparcia” (JMŁ 116).

Nie wiemy na jakiej podstawie oparł autor swoje wnioski, ale jeśli ma rację, to trzeba to jakoś umieć wyjaśnić, bo na pewno nie utopijne wizje „komunistycznego raju” stały u podłoża decyzji wyborczych mieszkańców Wójcina. Pytania w Referendum były tak chytrze skonstruowane, że pozornie każdy Polak – patriota powinien był odpowiedzieć od razu „Trzy razy Tak”. No bo jak można było głosować przeciwko granicom na Odrze i Nysie Łużyckiej, jak chciało tego NSZ (Trzy razy Nie) czy przeciwko unarodowieniu przemysłu i reformie rolnej, jak chciał jeszcze WIN (Dwa razy Nie), czy za utrzymaniem Senatu (Pierwsze Nie), jak chciał tego ze względów taktycznych Mikołajczyk? Trzeba bowiem wiedzieć, że przedwojenne środowiska chłopskie były zawsze przeciwne istnieniu tej „pańskiej izby” parlamentu. S. Mikołajczyk liczył na poparcie Anglii i Stanów Zjednoczonych, ale jak wiemy przedstawiciele tych państw już w marcu 1946 roku (Churchill) i we wrześniu (Byrnes) publicznie zakwestionowali zachodnie granice Polski (!), a komuniści nie omieszkali wykorzystywać tego w propagandzie przedwyborczej. Ewentualny sukces Mikołajczyka w wyborach do sejmu mógł wydawać się niektórym chłopom bardzo niebezpiecznym dla przyszłości Polski i Wójcina. Na pewno terror stosowany przez „Rudego” także musiał skłaniać do pragnienia stabilizacji, pokoju i bezpieczeństwa, a łatwo można było się zorientować, że z „Rudym” walczyły tylko komunistyczne władze, a nie polskie zbrojne podziemie czy legalna opozycja.

Wielu mieszkańców Wójcina zamieszkało już w tym czasie na Ziemiach Odzyskanych, znajdując tam pracę i nowe mieszkania, co rozluźniło ciasnotę w domach wójcińskich i poprawiło warunki bytowe ich bliskim, którzy pozostali na miejscu. Z siedmiorga dzieci Michała Białka na miejscu pozostały tylko Marta Kmiecik i Zofia Zaton, z czworga dzieci Piotra Mączki ze środka Wsi – pozostała tylko na wsi Pelagia Kaczmarek, z jedenastoosobowej rodziny Aleksandra Witkowskiego z Pasternika – nie powrócił do Wójcina nikt. Takich przykładów można by znaleźć w Wójcinie wiele. Nie, mieszkańcy wsi nie chcieliby tego, żeby wymieniać Wrocław i Szczecin na Lwów i Wilno, jak chciałby tego nowy premier „kanapowego” rządu londyńskiego popierany przez leśne podziemie. Dzisiaj widać to jasno, że były to pomysły „chore” i znałem wielu mieszkańców Wójcina, którzy myśleli właśnie w ten sposób. Ale nie upoważnia nas to oczywiście do wyciągania jakichś generalnych wniosków, tym bardziej, że ocena preferencji wyborczych w Wójcinie i w Dzietrzkowicach, dokonana przez J. Maślankę, może być najzwyczajniej w świecie – nietrafna.

 

Tak zwanej „okupacji sowieckiej” nie można było porównywać w niczym do prawdziwej okupacji niemieckiej, ponieważ nie godziła ona w istnienie narodu polskiego, a żołnierzy radzieckich po zakończeniu wojny nigdy nie widziano w Wójcinie, nie odbywały się tam też żadne łapanki, deportacje i wywozy do ZSRR. Można by co najwyżej mówić o zniewalaniu ideologicznym, czyli o sowietyzacji, ale uwidoczni to się dopiero później. Na wsi długo nie będzie takich mediów, którymi nachalna propaganda komunistyczna mogłaby docierać do rolników na co dzień. Na razie nie było we wsi prądu elektrycznego, a kiosków z gazetami też nie było długo widać. Poza tym nowa władza oferowała wiele realnych korzyści młodym ludziom, pochodzącym ze środowisk robotniczych i biedoty wiejskiej, którzy zaczęli dostrzegać wówczas możliwości szeroko pojętego awansu społecznego, ponieważ pochodzenie robotnicze i chłopskie dawało wtedy pierwszeństwo we wszystkich dziedzinach życia. Brakowało wykwalifikowanych kadr – więc w przemyśle tysiące robotników zaczęło pełnić funkcje kierownicze, a wielu z nich zostawało nawet dyrektorami kopalń, hut i zakładów przemysłowych. Szczególnie przed liczną młodzieżą wiejską otwarły się niespotykane dotąd możliwości kariery poprzez wojsko, milicję i kursy różnego rodzaju. Podobno w jednostkach wojskowych były nawet plakaty zachęcające młodych ludzi do kursów oficerskich:

„Nie matura, lecz chęć szczera, zrobi z ciebie oficera”.

 W miastach czekały wolne miejsca pracy, a na Ziemiach Odzyskanych na nowych właścicieli czekały nawet wolne gospodarstwa rolne. Adolf Mączka z Wójcina dostał w spadku 75 arów ziemi na Brzeziu i jedną izdebkę w domu rodzinnym, a jego żona Bronisława była jedną z siedmiorga dzieci Michała Białka, który posiadał około 8 morgów ziemi. Obydwoje więc nie mieli po co wracać do Wójcina. Mączka należał do czteroosobowej ekipy remontowej, dzięki której już w czerwcu 1945 roku mieszkańcy zniszczonej Byczyny otrzymali oświetlenie elektryczne i wodę. Należał on też do współorganizatorów miejscowej OSP i był członkiem jej zarządu (PpM). Podobnie było z Bronisławem Pawyzą, który objął poniemiecki warsztat stolarski w Byczynie i tutaj postanowił zostać z żoną Anną i córkami. Pawyza i Mączka poczuli się szczególnie dowartościowani w nowym miejscu pobytu przez to, że wybrano ich w 1946 roku w skład Miejskiej Rady Narodowej, w której Władysław Kozan z Łubnic został przewodniczącym, a Pawyza został członkiem Prezydium. Z innych mieszkańców Wójcina – Stefan Kik zaczął pełnić funkcję sekretarza w Zarządzie Miasta, a Stanisław Flis otworzył własną pracownię fotograficzną w Byczynie i dobrze mu się tam działo. Z kolei Stefan Białek osiadł w majątku Biskupice koło Byczyny, a jego brat Franciszek przejął kuźnię w Gryfinie koło Szczecina. W taki sposób urządzało się teraz wiele młodych małżeństw z Wójcina. Wspomniany Mączka i Władysław Kozan z Łubnic w czasie wojny zostali zatrudnieni w elektrowni byczyńskiej i współpracowali jakiś czas z Józefem Biedalem, który organizował wywiad na terenie Śląska Opolskiego. Obydwaj też po wojnie otrzymali odznaczenia od KRN za działalność w ruchu oporu. Kozan został kierownikiem elektrowni w Byczynie, a Mączka został oddelegowany do pracy na etacie sekretarza gminy w Jaśkowicach, równocześnie pełniąc społecznie funkcję sekretarza Komitetu Miejskiego PPR w Byczynie. Niedługo potem znalazł się w komitecie powiatowym PZPR w Kluczborku w wydziale propagandy, a był też krótko wicedyrektorem MHD w Kluczborku. Takich szybkich karier na niewielką skalę, niekiedy krótkotrwałych, było wtedy więcej. Zapoczątkowana przez komunistów forsowna industrializacja dawała upragnione miejsca pracy tak potrzebne młodszym synom chłopskim, a Wójcin już nie znajdował się nad granicą państwową, którą tak łatwo było przekraczać, szukając chleba za Prosną, legalnie lub nielegalnie. W dawnych czasach handel przygraniczny był źródłem niezłego dochodu, także ten nielegalny, czyli przemyt zwany też kontrabandą. Teraz nastąpił kres tego rodzaju działalności gospodarczej w Wójcinie i w innych wioskach nad Prosną.

 

Copyright © by Andrzej Głąb Wójcin 2009 - 2024.
Strona wykorzystuje pliki cockies do monitorowania i obsługi więcej