top_banner
Wojcin czasy PRL 1945-1956

Rozdział 10.

Organizacja PRL i polski stalinizm.
(1945–1956)

str. 11

  Reformy gospodarcze wprowadzone przez komunistów likwidowały „wrogie” klasy społeczne: „obszarnictwo”, „burżuazję”, a dostawało się też drobnomieszczaństwu, czyli kupcom i rzemieślnikom. Skoro wszelka prywatna własność środków produkcji miała zostać zlikwidowana – to następni w kolejce mogli być już tylko chłopi indywidualni. Sojusz robotniczo – chłopski miał być wprawdzie podstawą polityczną systemu, ale przez chłopów rozumiano także żyjących z rolnictwa uspołecznionego producentów żywności ze „spółdzielni produkcyjnych”, które miały powstać w niedalekiej przyszłości. Po zwycięskim wyniku walki o władzę miano wprowadzić na wzór sowiecki powszechną kolektywizację rolnictwa – tak zadecydowało w 1948 roku Biuro Informacyjne, organ zrzeszający partie komunistyczne pod przywództwem Wielkiego Brata z Moskwy. Praktykę zastosowaną w ZSRR w okresie międzywojennym, w trakcie budownictwa socjalistycznego, uznawano za jedynie słuszną, wręcz uniwersalną i obowiązującą.

Na tym tle doszło do rozdźwięków w kierownictwie PPR, ponieważ dotychczasowy przywódca partii, Władysław Gomułka, był zwolennikiem ewolucyjnej drogi do socjalizmu, uwzględniającej polską specyfikę i był przeciwnikiem natychmiastowej kolektywizacji. Miał własną wizję tzw. „polskiej drogi do socjalizmu”, za co oskarżony został o „nacjonalizm” i antyradzieckość.  Antagonistami jego byli ludzie wychowani w ZSRR i zapatrzeni we wzorce sowieckie, z Bolesławem Bierutem na czele. Doszło więc do przewrotu w partii, Gomułkę i jego zwolenników odsunięto od władzy, a z czasem aresztowano i zaczęto oskarżać o nacjonalizm, co było ciężkim wówczas oskarżeniem, od którego łatwo było przejść do oskarżeń o współpracę z wrogiem w czasie okupacji i po wojnie. Nagonka na Gomułkę i jego towarzyszy była też ideologicznie wpisana w „uniwersalność” doświadczeń komunistów radzieckich. Józef Stalin był twórcą dogmatu, że „w miarę rozwoju socjalizmu narasta walka klasowa”, co dzieje się i w kraju, i na arenie międzynarodowej, a „wróg” może się zagnieździć nawet w najwyższych organach państwowych i partyjnych. Stąd wymagana była niezwykła czujność i pierwszorzędna ranga służb specjalnych w rodzaju sowieckiej NKWD, którą w Polsce naśladowało Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego potocznie zwane „UB” (Urząd Bezpieczeństwa). Podobno na życzenie Stalina szefami departamentów i większości wydziałów mieli zostać obywatele polscy żydowskiego pochodzenia, którzy po wojnie przybyli z ZSRR, a ich doradcami zostawali doświadczeni towarzysze radzieccy.

 W ZSRR w drugiej połowie lat trzydziestych wprowadzono tzw. „wielką czystkę”, w wyniku której wymordowano miliony ludzi „jako wrogów ludu”, rozstrzeliwując ich bądź poddając wyniszczającej pracy w łagrach. Wśród wymordowanych znaleźli się przywódcy partii komunistycznej i państwa radzieckiego, których Stalin uważał za swych rywali, a przy okazji też komuniści – emigranci z innych krajów oskarżani o „szpiegostwo”, w tym polscy – z KPP. „Wielką czystkę” jako „prawidłowość dziejową” zaczęto więc realizować od 1948 roku także w innych państwach stworzonego po wojnie bloku komunistycznego. Ponieważ w tym czasie zaczęła się tzw. „zimna wojna”, to przeciwników politycznych oskarżano o „szpiegostwo” na rzecz „państw imperialistycznych”, jak nazywano wtedy demokracje Zachodu. Przeciwnicy polityczni, prawdziwi czy domniemani, stawali się automatycznie w oczach rządzących potencjalną „V kolumną”, którą należało w zarodku zdusić.

W czasie polskiej „wielkiej czystki” zapadały wyroki śmierci na oficerów wojska polskiego, którzy przybyli z Polskich Sił Zbrojnych na zachodzie, na ludzi podziemia politycznego i Armii Krajowej. Represje dotyczyły także duchowieństwa, a pożywką do tego stało się m.in. stanowisko Stolicy Apostolskiej wobec ówczesnej Polski. Propaganda komunistyczna w Polsce ciągle komentowała kolejne wystąpienia papieża, przedstawiając je jako antypolskie: Pius XII już w 1946 roku wyraził żal, że wojna najbardziej pokrzywdziła Niemców; w 1947 roku wygłosił przemówienie radiowe, w którym wysiedlenie Niemców z terytorium polskiego określił szkodą ludzkości, a w 1948 roku w liście do biskupów niemieckich ubolewał na wysiedleniem 12 milionów (!) Niemców z „ojczyzny” i domagał się, aby wszyscy zainteresowani spokojnie rozpatrzyli to co się stało i cofnęli to, co się dokonało, chociaż w jakiejś mierze itd. Watykan, odmiennie niż zrobiły to państwa koalicji antyhitlerowskiej i ONZ – nie uznał TRJN, ale ważniejsze niż słowa było jego stanowisko nie uznawania zachodniej granicy Polski, czego wyrazem było utrzymywanie przedwojennych granic diecezji na Ziemiach Odzyskanych oraz niemieckich biskupów ordynariuszy w tych diecezjach, którzy faktycznie mieszkali w Niemczech zachodnich.

 Takie stanowisko najwyższego zwierzchnika kościoła katolickiego w bardzo niewygodnej sytuacji stawiało polski episkopat i to aż przez całe 27 powojennych lat. W czasach stalinowskich komuniści ciągle naciskali na biskupów, aby ci wymogli na papieżu lub sami ustanowili polską administrację kościelną na ziemiach zachodnich. Oskarżali ich o brak patriotyzmu – a przecież takie decyzje nie należały do kompetencji polskich biskupów. Piszę o tym wszystkim dlatego, aby zrozumieć pod jakim ostrzałem propagandowym znajdowali się wtedy mieszkańcy Wójcina. Z jednej strony radio i prasa mówiło jedno – z drugiej strony ambona przedstawiała inną wersję. W okresie stalinowskim doszło do ataków na kościół dotąd niespotykanych. Najpierw w 1950 roku rozciągnięto dekret o reformie rolnej także na majątki kościelne, zostawiając proboszczom tylko do 50 ha, a zakonom do 5 ha ziemi. Potem usunięto kapelanów z wojska, szpitali i więzień oraz zlikwidowano wiele klasztorów. Kieleckiego biskupa Kaczmarka oskarżono w 1951 roku o kolaborację w czasie wojny, a po wojnie o zdradę i szpiegostwo. O to samo oskarżono także kilku duchownych z krakowskiej kurii metropolitarnej z arcybiskupem Baziakiem i biskupem Rospondem na czele. Groziły im wyroki śmierci, ale skończyło się to wszystko na kilkunastoletnich wyrokach więzienia, ponieważ chodziło głównie o efekt propagandowy i zastraszenie ludzi kościoła, co częściowo się nawet powiodło. Prasa i radio relacjonowały przebieg procesu, a zwłaszcza mowy oskarżycielskie. Szczególny wstrząs u wielu czytelników i radiosłuchaczy spowodowało to, że biskup Kaczmarek przyznawał się do wszystkiego. Nie wszyscy wiedzieli jeszcze wtedy, jak wyglądały katownie UB, w których stosowano „radzieckie metody” wydobywania zeznań wypróbowane w czasach „wielkiej czystki”. W 1953 roku aresztowano nawet prymasa Wyszyńskiego za to, że publicznie skrytykował stosunek władz do kościoła katolickiego.

W Polsce ofiarą tej akcji miał paść również najwybitniejszy powojenny komunista polski, główny architekt PRL, pomysłodawca KRN i twórca jej programu, organizator „władzy ludowej” w okresie przekształceń własnościowych i wojny domowej, strateg organizujący Referendum i wybory do Sejmu Ustawodawczego, autor słynnego powiedzenia: „władzy raz zdobytej nigdy nie oddamy” – Władysław Gomułka. Został on aresztowany prze bezpiekę i oskarżony o zdradę i szpiegostwo. Trudno było jednak zdobyć dowody jego „zdrady”, a zanim doszło do procesu – to w 1953 roku zmarł Stalin, zaczęła się tzw. „Odwilż” i Gomułkę uwolniono.

 „UB” musiał wykazywać się wielką efektywnością w wynajdywaniu zwolenników „gomułkowszczyzny” także na niższych szczeblach aparatu partyjnego. Tak więc wybór padł również na znanego nam już Adolfa Mączkę, byłego mieszkańca Wójcina, który został wykluczony z PZPR, aresztowany w Kluczborku i uwięziony na podstawie jakiejś prymitywnej prowokacji. Później, po 1956 roku, I sekretarz KP PZPR w Kluczborku, a niebawem i poseł na sejm, Leon Brudziński, który też był represjonowany, prowadził z Mączką dwukrotnie rozmowy, aby go nakłonić do powrotu do partii i do pracy partyjnej. Jednak Mączka nie wyraził na to zgody – nie chciał już wracać do tego grona.  Zachował do końca głęboki żal, że „towarzysze” tak mogli go opuścić w potrzebie i nie chcieli wtedy pomóc ani jemu, ani żonie, która została sama z trojgiem małych dzieci.

  Skoro już wiemy, jaka atmosfera polityczna zapanowała w Polsce w „okresie stalinowskim” (1948–1956) – zobaczmy teraz, jakie zmiany wówczas następowały na wsi polskiej. Pierwszą osobą w państwie był wówczas Bolesław Bierut, pierwszy sekretarz Polskiej Partii Robotniczej, a od grudnia 1948 roku, po zjednoczeniu z Polską Partią Socjalistyczną – Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR). Bierut był dogmatycznym komunistą zapatrzonym we wzorce sowieckie, gorliwym wykonawcą wskazówek Wielkiego Brata. Do 1952 roku był też Prezydentem Rzeczpospolitej Polskiej, a od uchwalenia Konstytucji Lipcowej – premierem Polski. To jego portrety wisiały aż do 1956 roku po prawej stronie godła narodowego, którym był wtedy „ludowy” orzeł bez korony – zawieszany we wszystkich instytucjach, urzędach i szkołach. Natomiast po drugiej stronie godła znajdowały się portrety – najpierw marszałka Michała Roli Żymierskiego, a od 1950 roku marszałka ZSRR, Konstantego Rokossowskiego, mianowanego też marszałkiem Polski, który na prośbę Bieruta stanął na czele LWP, pełniąc jakby namiestnictwo radzieckie w Polsce stalinowskiej.

W roku 1949 zapoczątkowana została nowa polityka rolna „władzy ludowej”. W styczniu tego roku utworzono Państwowe Gospodarstwa Rolne (PGR). Tworzono je na ziemiach Państwowych Nieruchomości Ziemskich i Państwowych Zakładów Hodowli Roślin.  W 1950 roku PGR obejmowały już około 10% obszaru upraw w kraju, a w roku 1980 było to 19,5%.  W przyszłości miała to być docelowa forma organizacji produkcji rolnej, której pracownicy chodziliby do pracy jak robotnicy do „fabryk”, produkując zboże, mięso, mleko itp. Równocześnie rozpoczęto w 1949 roku proces kolektywizacji rolnictwa, czyli tworzenia spółdzielni produkcyjnych, opierających się na grupowej własności ziemi i innych środków produkcji oraz kolektywnej pracy. Walne zgromadzenie członków jako władza najwyższa spółdzielni miała wybierać zarząd z przewodniczącym na czele. Teoretycznie powinny one być dobrowolnymi zrzeszeniami rolników prowadzących wspólne gospodarstwo rolne, a podział powinien być dokonywany na podstawie wniesionej pracy – ale w państwie totalitarnym władza wtrącała się do wszystkiego. Spółdzielnie Produkcyjne miały być przejściową formą organizacji rolnictwa, umiejscowioną pomiędzy rolnictwem indywidualnym a gospodarstwami państwowymi (PGR).

 

Copyright © by Andrzej Głąb Wójcin 2009 - 2024.
Strona wykorzystuje pliki cockies do monitorowania i obsługi więcej