Rozdział 10.
Organizacja PRL i polski stalinizm.
(1945–1956)str. 12
Skoncentrowanie ziemi w rękach dziesiątków tysięcy rolniczych podmiotów gospodarczych miało umożliwić państwu nasycenie ich traktorami i innymi maszynami oraz nawozami sztucznymi, co miało uczynić produkcję rolną bardziej efektywną. Natomiast wyposażenie kilku milionów indywidualnych gospodarstw w wyżej wymienione środki było wówczas niemożliwe, indywidualnych rolników nie było stać na zakup traktorów i innych maszyn, zaś szczupłość działek chłopskich uniemożliwiała pełną manewrowość maszyn na polach.
12. Stawianie „bab” (w.pl: Galeria / Stare Dzieje)
Tak przynajmniej głosili agitatorzy. Polscy rolnicy słyszeli jednak już przed wojną wiele o niewoli kołchoźników w Związku Radzieckim i o klęskach głodu, jakie tam miały miejsce w okresie kolektywizacji. Byli więc odporni na propagandę agitatorów partyjnych.
W procesie polskiej kolektywizacji wyróżniamy dwa etapy:
– lata 1949–1951, kiedy to władze wprowadzały przymus bezpośredni, stosując areszty, a trafiały się i przypadki znęcania się fizycznego nad „kułakami”, jak wzorem radzieckim nazywano zamożnych rolników – największych przeciwników kolektywizacji i polskich „kołchozów”;
– lata 1951–1956, kiedy starano się zmusić do kolektywizacji metodami pośrednimi – podatkami i kontyngentami.
Chętniej godzili się na kolektywizację chłopi na Ziemiach Odzyskanych, którzy mieli tam trudności z zagospodarowaniem się i nie byli jeszcze tak przywiązani do tej ziemi. Niektóre rejony skolektywizowano tam w 30 procentach, a na obszarach, gdzie ruchu ludności nie było, kolektywizacja nie przekroczyła 5 procent.
Proces kolektywizacji dokonywał się w okresie „zimnej wojny”, czyli wielkiego napięcia stosunków między Zachodem a komunistycznym Wschodem. W tej sytuacji „kułaków” traktowano jako „sługusów imperializmu”, którzy organizują coś w rodzaju sabotażu gospodarczego. Według komunistycznej propagandy „imperialiści zachodni”, aby zniszczyć polskie uprawy ziemniaków dopuszczali się także tego, że balonikami przesyłali z wiatrem stonki ziemniaczane, nieznane wcześniej w Polsce szkodniki ziemniaków. Na polecenie sołtysa tyraliery składające się z reprezentantów poszczególnych gospodarstw, z butelkami na owady w rękach, przeczesywały pola ziemniaczane w Galicji, na Folwarku i w innych osiedlach Wójcina. Początkowo to nawet „znaleziska” były tak rzadkie, że oferowane były nagrody za poszczególne larwy lub owady. Później do niszczenia szkodników używano już środka chemicznego o nazwie DDT.