top_banner

Posłowie. Riposta.

Str. 9

Dowiadujemy się od niego, że w 2011 roku, już po ukazaniu się moich „Dziejów Wójcina nad Prosną”, pani Krystyna Dobrzańska z Goli, prawnuczka Kazimierza Darewskiego, znalazła wreszcie jego metrykę zgonu w Archiwum Diecezjalnym w Poznaniu (s.59). Okazuje się, że Pan Kazimierz zmarł we wrześniu 1863 roku w Kępnie „na suchoty gardła”, w wieku 44 lat. Cóż, ale to wcale nie wzmacnia hipotezy „powstańczej”, ale wręcz ją osłabia. Po co miałby ksiądz lub medyk, stwierdzający przyczynę śmierci, kłamać. Kępno znajdowało się wtedy w innym państwie, w Prusach.
J. Maślanka dopatruje się jednak w zapisie o przyczynach śmierci czegoś w rodzaju kamuflażu, maskującego rzekomo prawdziwe przyczyny śmierci, w domyśle „powstańcze”.

Inne domysły J. Maślanki również nie wyglądają mocno, np. taki, że był on „organizatorem tajnej misji powstańczej” w Poznańskiem i może dlatego właśnie „często oddalał się z domu w interesach familijnych”, co zanotował wymieniany w mojej książce ksiądz proboszcz z Wójcina. Zaraz po tym p. Maślanka snuje dość luźne skojarzenia o „tajnej żandarmerii cywilnej”, o „kurierach”, „służbie wywiadowczej”, „przerzutach broni przez granicę” itp. Nie bardzo mi jakoś to pasuje do możliwych powstańczych zatrudnień kapitana Darewskiego. Tacy jak on mieli raczej za honor stawać na czele oddziałów i uczestniczyć w bitwach, i tego właśnie od nich oczekiwano, chyba że stan zdrowia mógł im to uniemożliwiać. A z panem Kazimierzem właśnie tak chyba było.

 Wiek XIX to lata epidemicznego występowania gruźlicy, którą nazywano wówczas „białą dżumą”. Była ona wówczas najczęstszą przyczyną zgonów, głównie ludzi młodych. Nie znano jej przyczyny, toteż nie potrafiono skutecznie leczyć zwalczając bakterie gruźlicy, które odkryto dopiero w 1882 roku (prątki Kocha). Fryderyka Chopina leczono na tę chorobę zgodnie z ówczesnym stanem wiedzy, m.in. krwioupustami i głodówkami. Około „trzydziestki”, przy wzroście 170 cm, ważył 45 kilogramów. Przeważnie jednak starano się leczyć też przez dobre odżywianie oraz odpoczynek fizyczny i psychiczny, co niekiedy ponoć skutkowało, ale była to raczej sprawa odporności organizmu. Nie wiemy, kiedy u Kazimierza Darewskiego pojawił się uporczywy kaszel, krwioplucie, chudnięcie, osłabienie sił witalnych. Czasami choroba miała charakter przewlekły, a kiedy indziej jej odmiany były szczególnie wyniszczające, szybko postępujące i wychudzające – co zwano nawet „galopującymi suchotami”. Jestem przekonany, że pan Kazimierz w 1863 rok nie nadawał się już do partyzantki styczniowej. Może, zdając sobie sprawę ze swego stanu zdrowia i z niebezpieczeństwa, jakie zaczął stanowić dla własnych dzieci, sam się usunął z domu, a może otoczenie zaczęło go taktować jak „zadżumionego”, różnie wtedy bywało.

 W tymże szkicu mój szanowny polemista wspomina jeszcze o sołtysie Chróścina i dwóch chłopach z Wójcina i Łubnic, którzy zawiśli wtedy na szubienicach na polu między Padołami i Klombownią. Pisałem o tych trzech uczestnikach powstania w swojej książce, korzystając z wcześniejszej informacji J. Maślanki, i żałując, że nie zachowały się nazwiska powieszonych.

Otóż p. Jan wyjaśnił teraz całą tą sprawę tak:


"Ich nazwiska do niedawna znane i zapisane na kartce, która, przechowywana u osoby pochodzącej z Chróścina, gdzieś się zapodziała, i przyobiecana autorowi, niestety, nie mogła być udostępniona."


Mój oponent poczuł się jednak nieco dotknięty tym, że w ogóle coś wspomniałem o braku danych osobowych skazańców straconych na szubienicy. Wytknął mi więc w przypisie, że sam też nie podałem przecież nazwiska tej osoby z Wójcina, która została wtedy stracona (!), a nawet napisałem, że schwytali ich „kozacy” i że to była „egzekucja publiczna”, chociaż on przecież w swojej książce tak wcale nie napisał. To prawda. Ale dawniej w Wójcinie, w „długie zimowe wieczory”, snuto często opowieści nie tylko „o duchach”, ale też o „powstańcach”, „kozakach”, „kozackiej drodze”, a także o polu zwanym „Pod Subienice”. Informację o pokazowym wieszaniu, a także rozstrzeliwaniu powstańców, można znaleźć w literaturze przedmiotu i w Internecie. Zdanie, w którym postawiłem przypis do książki p. Jana wcale nie zawiera terminów „kozacy” i „egzekucja publiczna” i tak wygląda:


"Za udział w powstaniu na trzech szubienicach powieszono wtedy sołtysa Chróścina i dwóch chłopów z Łubnic i Wójcina (DW 110)."


Nie jest to wcale w swej treści niezgodne z tym, co pisał p. Maślanka w książce o Łubnicach. Jeśli mimo tych wyjaśnień, autor dalej czuje się dotknięty, to przepraszam. W innym miejscu tego samego szkicu J. Maślanka przytoczył to, co pisałem o „wczesnym” Zygmuncie Darewskim, dawnym mieszkańcu dworu, poprzedniku Mączków i Grygów (s. 51):


"W Wójcinie niestety zapamiętano go i oceniono niepochlebnie: „przybity, zgorzkniały, ulegający hazardowi „gorsze tu pomijając”. Ta opinia oparta jedynie na relacji Jana Grygi, obecnie mieszkającego w Wójcinie, w cząstce zachowanego dworu, a upublicznione - bez uwiarygodnionych innych dowodów – przez R. Mączkę w książce jego autorstwa, s. 119 "


To „gorsze”, co zniesmaczony polemista pominął, i co go chyba tak zgorszyło, to było: „o luźnych obyczajach, nadużywającego alkoholu”. Widać relacja pojedynczego chłopa dla niego niewiele znaczy, co innego jeśli by to było opowiadanie pojedynczego nawet „panicza” lub „panienki z dworu”. Wtedy by nie potrzebował żadnego uwiarygodnienia, co niestety widać zresztą w ostatnich książkach tego autora. Ja zaś wierzę w tym przypadku panu Grydze, a w zanadrzu może znalazłbym jeszcze i inne opowiadania o niektórych Darewskich, jakie krążyły kiedyś po Wójcinie, ale nie skorzystam z tego.
Zamożni właściciele Wójcina „z przyległościami”, a więc także Andrzejowa, Makowszczyzny, Ladomierza i Goli, nie zapisali się korzystnie w pamięci mieszkańców wsi i najbliższej okolicy. Pamiątką po nich jest tylko okazały grobowiec dla członków ich rodziny na cmentarzu parafialnym. Murowana szkoła w Wójcinie (Biała Szkoła) została wybudowana w 1894 roku ze składek chłopów-społeczników, inspirowanych przez nauczyciela Włodzimierza Szewczuka. Natomiast kaplicę katolicką w Goli wybudował w 1899 roku, na swym gruncie i własnym sumptem, chłop Wincenty Mączka. Służyła ona mieszkańcom wsi ponad 110 lat. Nie wiem, czy Darewscy i Górkiewicze z Goli też tam zaglądali.

Szkic 10.
Pałac i cerkiew prawosławna w Chróścinie
(s.61-70).

W tym szkicu spotykamy poszerzoną o nowe fakty opowieść o zabytkowym pałacu, oraz o rodzinie rosyjskiego generała Łopuchina. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę w 1918 roku, Łopuchin z rodziną powrócił z Włoch do Chróścina. W Rosji w tym czasie szalała rewolucja bolszewicka i trwała wojna domowa. Łopuchin wybrał więc rolę emigranta politycznego, a później członkowie tej rodziny zaczęli przyjmować obywatelstwo polskie.

W 1922 roku Łopuchin sprzedał rządowi polskiemu pałac chróściński, a około 1926/1927 cała rodzina wraz ze służbą przeniosła się do Brześcia Kujawskiego. Tam Łopuchin został dyrektorem kilku suszarni, otrzymał mały domek z ogrodami, łąkę i pole koło jeziora Smętowo (s.65). Opiekunem jego był L. Kronenberg, finansista i działacz gospodarczy żydowskiego pochodzenia.

J. Maślanka zdaje się skłaniać ku myśli, iż majątek Darewskich nie został skonfiskowany po powstaniu styczniowym (mimo uczestnictwa K. Darewskiego) właśnie dlatego, że generał Mikołaj Krasnokucki (Krasnokutski), teść generała Iwana Łopuchina, jak to napisała we wspomnieniach jego wnuczka Tatiana:


odmówił powiększenia swego swojego przydziału kosztem prywatnych majątków skonfiskowanych uczestnikom powstania (!).


Generał Krasnokucki, „kat” powstania styczniowego, otrzymał w nagrodę od cara w dziedziczne władanie folwarki: Bolesławiec, Wiewiórka, Chróścin, Mieleszyn, Mieleszynek, Mokrsko, Krzyworzeka i Kamionka w powiecie wieluńskim, z częścią lasów z leśnictwa Wieluń. Ta darowizna carska była przedmiotem dumy dla potomków generała, co można było oglądać na specjalnej tablicy umieszczonej na ich siedzibie w Chróścinie. Pan Jan dowiedział się o „odmowie” generała od jego wnuczki, Tatiany, i napisał o tym już w JMW 29. Powtórzył ten dziwny argument jeszcze raz w ostatniej swej książce (s.64).
Ja natomiast uważam, że bardziej przekonujące jest opowiadanie pani Tatiany o tym, że Łopuchinowie przyjeżdżali na lato do Chróścina (s.64):


„sześciu lub ośmiokonnymi pojazdami i rzucali polskim dzieciom cukierki


W rozdziale tym jest tylko jeden przypis ‘R. Mączka’, nawiązujący do tej wzruszającej opowieści córki generała, który tak bezwzględnie tłumił powstanie styczniowe ( s.64):


"Czy „odmowa” generała i „konfiskata” majątków uczestnikom powstania, może mieć jakieś odniesienie do majątku Weryho-Darewskich, nie skonfiskowanego, co dla R. Mączki wydaje się być „zastanawiające”. "


Wydaje się, że autor książki, pisząc z pewnym przekąsem, nie zgadza się z moją opinią, ponieważ to nie pasuje do jego hipotezy o powstańczej odysei Kazimierza Darewskiego i „dobroci” Krasnokuckiego i Łopuchinów.

 

Copyright © by Andrzej Głąb Wójcin 2009 - 2024.
Strona wykorzystuje pliki cockies do monitorowania i obsługi więcej