top_banner

Rozdział 6.

Pod zaborami po uwłaszczeniu.

str. 8

 Było jednak tajemnicą poliszynela, że ich ojciec Kazimierz miał jeszcze, z pewną urodziwą dziewczyną ze wsi, dziecko starsze od wyżej wymienionych, pozamałżeńskie, o imieniu Ferdynand (ur. 1850 r.), do którego byli bliźniaczo podobni jego niektórzy synowie. Chłopiec dorastał w Goli, ale jego aktu urodzenia nie można znaleźć w parafialnych aktach metrykalnych, widocznie dziecko przyszło na świat gdzieś dalej. Jako ciekawostkę można przytoczyć fakt, że pan Kazimierz w 1860 roku zgłosił „hurtowo” do ksiąg metrykalnych w parafii wszystkie swoje dzieci, które miał do tej pory ze swą żoną Oktawią. Ksiądz proboszcz zapisał tylko w formie wyjaśnienia, że przyczyną tego opóźnienia było:

„Częste wydalanie się z domu w interesach familijnych” (APŁ).

   Póki jeszcze żył dziedzic Kazimierz – to mały „Fernant” mógł przychodzić do dworu i bawić się z dziećmi pańskimi. Później, kiedy po odbyciu służby wojskowej zawierał związek małżeński w 1881 roku – to otrzymał od Darewskich na utrzymanie kilka mórg ziemi w wójcińskiej Galicji. Ostatnią z Darewskich, która jeszcze przyznawała się do pokrewieństwa z ubogimi krewniakami z tej wsi, była wnuczka Kazimierza Darewskiego, wspomniana już Wanda Górkiewiczowa z Goli, która mawiała, że „krewni winni sobie pomagać”.
  
  Powstanie styczniowe (1863- 1864) zakończyło epokę feudalizmu, w czasie której szlachta była główną „klasą polityczną” narodu polskiego. W okresie porozbiorowym jej najlepsi przedstawiciele podejmowali starania o umocnienie gospodarcze i rozwój kultury na ziemiach zabranych, a czasem stawali nawet do walki zbrojnej o niepodległość. Wszystkie te szlacheckie powstania kończyły się jednak katastrofą, pogarszając jeszcze bardziej położenie narodowe Polaków. Nową elitą społeczną stała się później „inteligencja”, jak mówiono wtedy „klassa umysłowa”, która przejęła z kolei od szlachty „rząd dusz” nad narodem polskim. Wywodziła się ona z zamieszkałej w miastach zubożałej szlachty i z mieszczaństwa, a później dołączą także do nich nieliczni, wykształceni synowie zamożnych chłopów. Po powstaniu styczniowym w zaborze rosyjskim i pruskim (Niemcy) dojdzie do polityki mającej na celu wynarodowienie Polaków. W szkołach, administracji i sądach zapanował język zaborców. W zaborze rosyjskim w 1866 roku doszło do reorganizacji administracji, zwiększono ilość guberni i powiatów, zmniejszono ilość gmin wiejskich, które stały się przez to większe pod względem terytorialnym, a o nowej gminie w Dzietrzkowicach wspominałem już wyżej.  W 1867 roku zamiast nazwy Królestwo Polskie zaczęto używać określenia Kraj Przywiślański, a od roku 1874  również – Generał – Gubernatorstwo Warszawskie. Nastąpił wtedy czas, kiedy to inteligencja polska będzie kierowała samoobroną społeczeństwa polskiego, organizując różnego rodzaju stowarzyszenia i organizacje samopomocowe, a później także polskie partie polityczne, które w zaborze rosyjskim będą miały charakter nielegalny. Modne stały się wówczas dwa pojęcia: – pracy organicznej – przez co rozumiano wyobrażenie, że każde społeczeństwo jest swego rodzaju organizmem, który może funkcjonować tylko wtedy sprawnie, gdy zdrowe i silne są jego wszystkie organy, w tym także ten najliczniejszy, który stanowią chłopi na wsi; – pracy u podstaw – oznaczającej działalność oświatową nad podniesieniem poziomu życia przede wszystkim chłopów; „organicznicy” potępiali przeszłość szlachecką i przez oświecenie „mas ludowych”, czyli tzw. „pracę u podstaw”, chcieli wciągać chłopów do życia społecznego i politycznego; kierowali apele do inteligencji aby „szła w lud”, wydobywała go z wielowiekowego zacofania i uświadamiała, jaką rolę może odegrać on we wzmocnieniu sił narodu polskiego.

    Po powstaniu styczniowym sprawy oświatowe regulował ukaz carski z 1864 roku. Do wiejskich szkół dzieci miały uczęszczać od 7 roku życia. Ponieważ proboszczów po powstaniu styczniowym pozbawiono większości ich majątków ziemskich – odtąd sami rodzice mieli utrzymywać szkoły swoimi składkami. Zresztą niedługo później duchownych w ogóle usunięto od spraw zawiadywania szkołami. W szkołach elementarnych uczono wtedy religii, czytania i pisania w języku polskim. Od roku 1871 we wszystkich szkołach Kongresówki językiem wykładowym stał się jednak język rosyjski, z wyjątkiem lekcji języka polskiego i religii. Marzeniem rosyjskiego kuratora oświaty z Warszawy, Apuchtina, będzie doczekanie takiej szczęsnej chwili, kiedy to każda matka nad Wisłą będzie śpiewać swoim dzieciom kołysanki po rosyjsku. Dzieci mogły nauczyć się w takiej szkole tylko imion i tytułów licznej rodziny carskiej, elementów najprostszych rachunków, trochę wierszy i pieśni rosyjskich na pamięć. To odstręczało od nauki rodziców i dzieci, a za naukę trzeba było jeszcze płacić składki szkolne. W tej sytuacji w 1913 roku na 100 mieszkańców przypadało zaledwie troje dzieci w szkole elementarnej, a faktycznie do szkół tych uczęszczało zaledwie 20 % dzieci w wieku szkolnym (JMD 78). W odpowiedzi na to powstało szerokie „podziemie oświatowe”, gdzie uczono nielegalnie polskiej historii i literatury, wykorzystując niekiedy szyld istniejących oficjalnie szkół rosyjsko–języcznych, tak jak robił to nauczyciel w „Syzyfowych pracach” S. Żeromskiego („lekcja polskiego”).

   Żyła w tym czasie w Wójcinie osoba, która na zawsze wpisała się w historię tej wsi jako postać wielce dla niej zasłużona. Pilną sprawą była wówczas konieczność utworzenia tam szkoły, ponieważ z okresu popowstaniowego nic nie wiemy o nauczaniu we wsi.  Założycielem szkoły wójcińskiej został pasjonat i społecznik, Włodzimierz Szewczuk, który był synem Polki i Rosjanina. Żaden Weryho–Darewski czy inny „dziedzic” posiadający ku temu stosowne środki materialne, których nawet drobna część mogłaby wystarczyć na kształcenie dzieci wójcińskich, nic w tym kierunku nie zrobili. Szewczuk pojawił się  w Wójcinie w latach dziewięćdziesiątych i miał już za sobą doświadczenie w pionierskiej pracy nauczycielskiej na wsi, ponieważ wcześniej przez dwa lata uczył dzieci w Żdżarach (JMD 83). Nie wiemy czy należał do tajnego Koła Oświaty Ludowej czy do Towarzystwa Oświaty Narodowej, czy był związany z Konradem Prószyńskim, czy też działał zupełnie w pojedynkę na miarę swoich skromnych możliwości, ale z silną motywacją patriotycznego obowiązku. Wiemy tylko, że najpierw uczył dzieci czytania i pisania w starej szopie w długie zimowe wieczory, a później z jego inicjatywy powstała szkoła ze składek wsi, która mieściła się za kościołem i nazywana była „Białą Szkołą”.  Nauka odbywała się tam tak, jak przed wiekami, czyli zimą, i początkowo istniały tylko 3 oddziały szkolne (1894 r.). Nie wiemy,  jak radzono sobie z wychowaniem patriotycznym w tej szkole i jak zorganizowane tam były lekcje. Założyciel szkoły, jej pierwszy kierownik i nauczyciel, uczył dzieci także porządku – nie wolno im było na przykład wałęsać się po drodze wieczorami i popołudniami ani chodzić pod okna tam, gdzie odbywały się wesela.

Biała szkoła
 5. „Biała Szkoła” dziś (w.pl; W Wójcine / Szkoła Podstawowa)

 

Copyright © by Andrzej Głąb Wójcin 2009 - 2024.
Strona wykorzystuje pliki cockies do monitorowania i obsługi więcej