top_banner

Rozdział 8.

W wolnej Polsce równoprawnych obywateli.
(1918–1939)

str. 4

Ci, którzy nie otrzymali zezwolenia na wyjazd legalny, przechodzili zieloną granicę z przemytnikami albo na własną rękę przedostawali się przez rzekę, a właściwie przez trzy rzeczki, bo tak rozwidlała się wtedy Prosna między Wójcinem a Golą. Między tymi trzema korytami rozlewały się bagna i latem rosły wysokie szuwary. Nie dla wszystkich wyprawa przez granicę kończyła się szczęśliwie: w 1935 roku koło Wójcina postrzelono przemytnika ze Żdżar, a w 1937 – przemytnika z Wierzcholasu. Mieszkańcy Wójcina znali jednak bardzo dobrze różne przejścia i na ogół nie dawali się nakryć na gorącym uczynku. Pecha miała jednak kiedyś Zofia Białek z Galicji, którą przyłapano na próbie nielegalnego przekroczenia granicy, za co wójt Józef Dulas skazał ją na tydzień aresztu w gminnej „kozie”, a rodzina musiała tam chodzić przez ten czas i ją dokarmiać.

   Obok oficjalnych wyjazdów na roboty sezonowe do Niemiec – liczna też była emigracja do Francji.  W 1925 roku Francja przysłała zapotrzebowanie na 3000 robotników (350 górników wykwalifikowanych, 350 niewykwalifikowanych, 300 przemysłowych i 2000 robotników rolnych, JMŁ 102). Z Wójcina do Francji wyjechali, według relacji Ewy Śmiałek z Wrocławia: Benedykt Śmiałek, jego siostra Wiktoria i brat Jan. Zaś według relacji Bronisławy Mączki, z domu Białek – wyjechali wtedy także: Janas z Galicji, Jan Wilczyński ze Wsi, Czesław Kaczmarek i rodzeństwo – Stefan Mączka i Oktawa Mączka, dzieci zmarłego Piotra Mączki. Ci ostatni pozostali już na stałe za granicą – Stefan ostatecznie osiedlił się w Czechosłowacji, a jego siostra – we Francji, gdzie wyszła za mąż za Polaka – górnika.  Według relacji tejże samej Bronisławy, córki Michała Białka, Aleksander Witkowski z Pasternika najpierw pracował sam w Niemczech, potem ściągnął tam żonę z siedmiorgiem dzieci i wszyscy pozostali tam już na stałe, a dwoje najmłodszych dzieci wraz z niewielkim gospodarstwem pozostawili pod opieką wujka, Michała Białka z Galicji.
Jakiś pech zaczął prześladować jednak naszego naczelnika straży ogniowej, ponieważ najpierw, pod jego nieobecność w Wójcinie, spłonęło doszczętnie całe jego gospodarstwo, a później, gdy podżyrował budowniczego cegielni na Padołach – to tamten szybko zbankrutował. Białek był więc mocno zadłużony, toteż i jego dzieci, w miarę jak tylko podrastały, musiały udawać się na „Saksy”, aby ratować dom przed komornikiem. Naczelnik Białek miał siedmioro dzieci, z których aż sześcioro znajdowało się na „Saksach” tuż przed wybuchem wojny. Niekiedy na zarobek wyjeżdżali młodzi ludzie tuż po nocy poślubnej, aby zarobić pieniądze na budowę domu. W wyniku tych wyjazdów, zwłaszcza tych długoterminowych do kopalń francuskich, w Wójcinie będzie widać coraz więcej domów budowanych z czerwonej cegły i krytych dachówką, zwłaszcza w środku Wsi i Galicji. Niektórzy z tych emigrantów na starość, po drugiej wojnie światowej, osiądą znów w Wójcinie, jak np. Wilczyński i Janas, i będą otrzymywać z zagranicy wysokie emerytury górnicze, zwłaszcza jeśli je porównać z tymi peerelowskimi.
Bezrolni mieszkańcy Wójcina od wiosny do jesieni pracowali po drugiej stronie Prosny w majątkach niemieckich, aby zarobić tyle marek, ile potrzeba na opał, na kupienie świni i chleba, czyli chodziło tylko o to, aby przezimować jakoś w cieple i mieć co zjeść. Autor doliczył się, jak już wspominałem, co najmniej pięćdziesięciu takich „zimowych” mieszkańców Wójcina.

 Wieś liczyła wtedy według K. Wilczyńskiego około 650 (!) mieszkańców, a numerów domów miało być 222. Przypadałyby zatem niecałe 3 osoby na jeden dom – co wydaje się nieprawdopodobne, bo domy w Wójcinie były zawsze bardzo zagęszczone. Prawdopodobnie „chochlik drukarski” usunął jedynkę i może było zapisane 1650 mieszkańców, a nie 650 (?)
 O znacznym zagęszczeniu zaludnienia Wójcina można też wnioskować na postawie zapisu w szkicu W. Patykiewicza, który w parafii naliczył w 1937 roku – 2700 osób.
Parafia wójcińska składała się wtedy z Wójcina wraz z przysiółkami Ladomierz i Makowszczyzna oraz ze wsi Andrzejów i Gola (Pat 9). Oczywiście w tym zestawieniu zdecydowana większość osób musiała mieszkać w Wójcinie i to w znacznie większej ilości niż wynosi połowa liczby podanej przez Patykiewicza dla całej parafii.  
Posłużmy się jeszcze dla porównania ilościami domów mieszkalnych w podanych miejscowościach i przysiółkach. Według mapy z 1935 roku (w.pl):

 w Goli było wtedy 57 domów, w Andrzejowie – 20, w Ladomierzu – 14, a w Wójcinie – 237, czyli 72% wszystkich domów w parafii.

Jeśli założymy teraz, że wszędzie tam średnio zagęszczenie było podobne – to wypadnie nam proporcjonalnie, że w Wójcinie było wtedy – 1944 mieszkańców, czyli zaledwie o 56 mniej niż wynosi dolna granica ludności dla miasta (!) Średnie zagęszczenie mieszkańców w każdym budynku wynosiłoby w takich warunkach – 8 osób na jeden dom, czyli tyle samo, jak w końcu XIX wieku. Oznaczałoby to, że we wsi mieszkało kilkuset „zimowych” mieszkańców. Może jednak obydwaj pisarze popełnili jakieś pomyłki w swoich obliczeniach?  Na wszelki wypadek trzeba będzie jeszcze poszukać obiektywnych danych o ilości mieszkańców wsi w archiwach sieradzkich i łódzkich, aby mieć całkowitą pewność.

Dość dokładne informacje dotyczące ilości mieszkańców przedwojennego Wójcina znajdziemy w Częstochowskim Katalogu Diecezjalnym na rok 1939 (Internet). Poniżej podaję te dane w rozbiciu na 4 parafie, aby czytelnik sam mógł porównać sobie sytuację Wójcina na tle wsi sąsiednich. Informacje z Katalogu ułożyłem w czterech tabelach.

Parafia Wójcin

lp
wieś lub przysiółek
ilośc parafian
1.
wieś Wójcin
1484
 
kolonie Wójcina (3)
 
 
Aniołki
523
 
Nowiny
86
 
Makowszczyzna
63
 
Razem Wójcin
2156 !
2.
wieś Andrzejów
141
 
kolonie Andrzejowa (1)
 
 
Radomierz (wł. Ladomierz)
112
 
Razem Andrzejów
253
3.
Gola
441
 
Razem w parafi Wójcin
2850 + 1 żyd

Parafia Łubnice

lp
wieś lub przysiółek
ilośc parafian
1.
wieś Łubnice
1447
  kolonie Łubnic (3)  
 
Krupka
32
 
Gielniówka
20
 
Jeziorko A
30
2.
wieś Ludwinów
321
 
Razem w parafi Łubnice
1850

Parafia Dzietrzkowice

lp
wieś lub przysiółek
ilośc parafian
1.
wieś Dzietrzkowice
1454
kolonie Dzietrzkowic (2)
 
Jeziorko
174
 
Brzozówka
64
2.
wieś Kolonia Dzietrzkowicka
838
 
Razem w parafi Dzietrzkowice
2550 + 7 ak. +12 żydów

Parafia Bolesławiec

lp
wieś lub przysiółek
ilośc parafian
1.
miasto Bolesławiec
1495
 
kolonie Bolesławca (4)
 
Wójtostwo
144
 
Nowy Kwiatoń
18
 
Krupka
17
 
Młyn Bolesławiec
12
2.
wieś Chróścin
789
 
kolonie Chróścina (2)
 
Bolesławiec Chróścin
197
 
Młyn Chróścin
12
3.
wieś Piaski
241
4.
wieś Chotynin
700
5.
wieś Kamionka
508
 
Razem w parafi Bolesławiec
3135 + 51 ak. + 508 żydów

   Zobaczmy teraz jak Wilczyński opisuje wygląd Wójcina z lat 1934–1939.

 Wieś wyglądała wówczas biednie, domy były stawiane szczytem lub frontem do drogi, co zależało od szerokości działki. Czasem pod wspólnym dachem były też chlewy i przybudówki, ale przeważnie chlewy stały oddzielnie. Stodoła stała od strony pola, żeby można było wjechać do środka wozem naładowanym zbożem. Gospodarstwo ogrodzone było drewnianym płotem, na który mogły składać się sztachety, okrągłe kołki lub deski poprzybijane poziomo do słupków. W ogródkach od ulicy uprawiano kwiatki. Przeważały domy drewniane z ciosanych belek, kryte strzechą, którą robiono ze słomy żytniej wymieszanej z gliną. Najbiedniej wyglądał dom po Chróścinem: był cały wkopany w ziemię, a na powierzchni było tylko widać słomiany dach, nad którym sterczał komin (Wil 10).

    Mieszkania miały przeważnie dwie izby oraz kuchnię i sień. W sieni znajdowały się schody lub drabina prowadząca na strych, gdzie przechowywano zboże, mąkę, otręby oraz takie rzeczy, które trzeba było wysuszyć w niepogodne dni. Czasami przybudowywano komórki, w których oprócz sprzętu mogły znaleźć się też łóżka dla dorosłych dzieci. Okna były małe, przeważnie pojedyncze, miały małe szybki (4–6) zamykane u góry i u dołu na dwa haczyki, a światła dawały niewiele, zwłaszcza zimą, kiedy pokrywały się grubą warstwą zmarzliny. Jeśli były gdzieś okna dubeltowe, to nie zamarzały, między nimi utykano watę, papier, szmaty, a między tym kładziono piasek, trociny i mech. Drzwi zamykano drewnianą zapadką, skoblem, kłódką, zasuwą, rzadziej klamką. W czasie burzy dorośli gasili ogień w piecu, zdmuchiwali światło w lampach naftowych i modlili się, czasami w nocy budzono dzieci, które ubierano i także przyłączano do modlitwy. Piece w kuchniach były duże i budowane były z cegły. Na górze pieca nałożone były blachy do gotowania, a otwór paleniska zatykany był luźną, dopasowaną cegłą – wmurowywane drzwiczki były rzadkością. Dolną część pieca stanowił tzw. sabatnik, który służył do pieczenia chleba i był tak umiejscowiony, że jego część znajdowała się albo w pokoju, który się przez to nagrzewał, albo znajdowała się w sieni i wtedy tam znajdowały się też żeliwne drzwiczki, a nie w kuchni. W tym drugim przypadku swąd nie rozchodził się po izbach między którymi nie było drzwi, lecz wychodził na zewnątrz przez otwarte drzwi wejściowe.

   W każdym domu gospodynie piekły chleb, a w sklepach kupowali go tylko ludzie, którzy nie posiadali ziemi, a żyli z pensji rządowych lub mieli pieniądze z innego źródła. W piecach palono przeważnie drewnem, bo węgiel był drogi i jeśli go w ogóle kupowano, to tylko na zimę kilka cetnarów. Węgiel przywoził ciężarówką Stanisław Dulas, który woził aż na Śląsk różne artykuły spożywcze, a w drodze powrotnej zabierał węgiel. Każdy gospodarz miał swoją działkę w lesie, w którym można się było zaopatrywać w drewno. Robotę zaczynało się od uwiązania przy wierzchołku drzewa powrósła, następnie wykopywano drzewo razem z pniem i naginano je ciągnięciem powrósła w odpowiednim kierunku, obalając je. Potem pozostawało już tylko obcinanie gałęzi, odpiłowywanie pnia, a resztę cięto na kawałki odpowiedniej długości. Całe to drewno razem z obciętymi gałęźmi przywożono na podwórko, gdzie rozłupywane było klinami na drobne kawałki, a następnie rąbano je na drobne szczypki nadające się na rozpałkę. Natomiast ci, którzy posiadali grunty przy rzece na podłożu torfowym, mieli dodatkową możliwość wykopywaniu torfu i robieniu cegiełek torfowych w specjalnych wielo–przedziałowych foremkach. Kiedy się już nieco podsuszyły na miejscu i uformowały, zabierano je na podwórze i umieszczano pod ścianą od strony południowej, aby mogły się całkowicie wysuszyć.

 

Copyright © by Andrzej Głąb Wójcin 2009 - 2024.
Strona wykorzystuje pliki cockies do monitorowania i obsługi więcej