Posłowie. Riposta.
Str. 3
Urodził się w 1931 roku w Kolonii I Dzietrzkowice, niedaleko Wójcina. Szkołę oficerską ukończył we Wrocławiu, a studia prawnicze w Warszawie. Dzisiaj jest emerytowanym pułkownikiem Wojska Polskiego, z którego odszedł na własną prośbę w 1990 roku. Jego praca zawodowa związana była zawsze z wojskiem. Pracował jako radca w biurze prawnym MON, potem w Sekretariacie KOK, no i wreszcie jako wicedyrektor Departamentu Spraw Obronnych w MSZ. Napisał kilkadziesiąt artykułów w czasopismach wojskowych, a na emeryturze zabrał się za genealogię swej rodziny i pisanie książek o „Małej Ojczyźnie”. Napisał ich w sumie dotąd cztery. Oprócz dwóch pierwszych, prezentowanych na zdjęciu, powstały jeszcze dwie inne:
1. „Dwory Weryho-Darewskich na tle dziejów: (Makowszczyzna, Wójcin, Gola, Chotów” (2010 r.);
2. „Dzieje ziem i ludzi Wójcina, Chotowa i Mieleszyna 1838-2011” (2012 r.).
Tym samym pan Jan znalazł się w czwórce historiografów Wójcina. W wywiadzie na stronie internetowej „Witryna Wiejska” miał powiedzieć z uśmiechem: „że gdyby nie „grzebanie” w archiwach i klecenie kolejnych zdań, z pewnością umarłby z nudów”. Prezentowane wyżej zdjęcie jest autorstwa Przemysława Chrzanowskiego i pochodzi ze wspomnianej strony internetowej „Witryny Wiejskiej” z dnia 20 maja 2008 roku.
Widać, że pisanie autorowi służy, ponieważ znajduje się ciągle w świetnej formie. Wszystkie jego książki związane są wprawdzie z tematyką historyczno-regionalną, ale znaleźć można w nich także odniesienia do wydarzeń ogólnopolskich, zwłaszcza dotyczących II wojny światowej.
W jego publikacjach znajdziemy cenne informacje dotyczące dziejów Wójcina z XX wieku, zwłaszcza czasów II wojny światowej i powojennych. Przede wszystkim jednak J. Maślanka zapisał się w historiografii wójcińskiej jako znawca kilku rodów, które od 1838 roku władały Wójcinem i jego okolicami:
Weryho-Darewskich i Antepowiczów
Z wielu rozdziałów w jego czterech opracowaniach mogłaby powstać spora książka o historii Wójcina i jego elit w XIX i XX wieku. Jan Maślanka, mimo zaawansowanego już wieku, to ciągle jeszcze pełen wigoru człowiek czynu. Imponuje czytelnikom szeroką erudycją, pracowitością oraz tak zwanym „aparatem naukowym”, tzn. znaczy wykazami materiałów źródłowych, wykorzystywanych w swoich książkach (przypisy, bibliografia załącznikowa, aneksy, odnośniki do innych tekstów). Posiada wiele wprawy w kwerendach archiwalnych, ma łatwy kontakt z ludźmi, co powoduje, że chcą z nim współpracować i się przed nim otwierają. Jako literat jest już tak zasłużony dla swych stron rodzinnych, że władze gminy już za życia powinny sprawić mu prezent w postaci nazwania jakiejś ulicy jego imieniem.
W tej publikacji jednak nie będzie dla niego taryfy ulgowej. Wypowiedział „wojnę” autorowi tej książki, więc będzie ją miał. Zobaczymy jaką to „artylerię” pułkownik sobie przygotował.
W mojej książce o Wójcinie z 2011 roku znajduje się aż 100 odsyłaczy odnoszących się do jego czterech książek.
To ja. Z wykształcenia jestem historykiem, a całe moje życie zawodowe związane było ze szkolnictwem i pracą nauczycielską. Uczyłem jakiś czas w szkole podstawowej i zawodowej specjalnej, ale ostatnie 30 lat spędziłem na pracy w liceum ogólnokształcącym we Wrocławiu. Od pięciu lat jestem emerytem, o 10 lat młodszym od Jana Maślanki. Również z „nudów” zabrałem się za pisanie książek. Stąd powstała publikacja, opisująca dzieje mojej rodzinnej wsi, a także 6 innych pozycji o tematyce z pogranicza historii, językoznawstwa, genealogii i religioznawstwa. Urodziłem się wprawdzie w Wójcinie, ale mieszkałem tam praktycznie tylko jeden rok, ponieważ rodzice moi dzielili koleje losu innych mieszkańców wsi, i z woli okupanta musieli opuścić dom rodzinny. Od końca 1941 roku pracowali w górnośląskiej Byczynie, a później jeszcze bardziej oddalili się od Wójcina i już nigdy nie powrócili na stałe do swej miejscowości rodzinnej. Tam natomiast mieszkali i umierali wszyscy moi dziadkowie, babcie, większość ciotek, stryjów, wujów oraz kuzynów. To ich pamięci, oraz pamięci wszystkich przodków osób urodzonych w Wójcinie, dedykowałem swoją pierwszą książkę.
Żałuję teraz, że jeździłem tak rzadko na wakacje do Wójcina, i że nie wypytywałem dziadków i rodziców o ich wspomnienia z dawnych lat, a mogłyby być one niemniej ciekawe i barwne jak opowiadania Wilczyńskiego. Niestety, jako emeryta nie jest mnie stać na to, ze względów materialnych i zdrowotnych, aby wybierać się do odległych miejsc na kwerendy archiwalne, toteż odbiło się to nieco na jakości źródłowej mojej publikacji. Ale w dużym ośrodku miejskim, gdzie znajduje się biblioteka uniwersytecka i ossolińska, także istnieją dogodne warunki do pisania książek.
To właśnie lektura dwóch pierwszych książek Jana Maślanki, poświęconych Dzietrzkowicom i Łubnicom, zmobilizowała mnie do napisania „Dziejów Wójcina nad Prosną”, rozbudzając we mnie uśpiony „wójciński patriotyzm lokalny”. Potem jeszcze dodałem do tego „Wójcin koło Wielunia ks. Walentego Patykiewicza. Ludzie Wójcina”.
Uznałem, że dzieci z Wójcina nie powinny się nabawiać kompleksów w stosunku do ich rówieśników z sąsiednich Dzietrzkowic i Łubnic, ponieważ ich własna miejscowość rodzinna ma również stare piastowskie korzenie, i była ona od samego początku „wsią królewską”.
W książkach J. Maślanki w przypisach znalazłem pierwsze informacje o opracowaniach ks. W. Patykiewicza i K. J. Wilczyńskiego. Będę mu więc dozgonnie wdzięczny za to wszystko, czego mogłem się od niego dowiedzieć, niezależnie od tego, co i jak w swej polemice ze mną napisał. Przesłałem mu nawet wcześniej w prezencie egzemplarz książki o Wójcinie, licząc na konstruktywną krytykę, no i nie zawiodłem się. Nie spodziewałem się jednak, że to będzie polemika, która odbywać się będzie poza moimi plecami, w książce wydanej w maju tego roku. (2012)
Przykro mi, że teraz uczeń musi wystąpić przeciwko swemu mistrzowi. Panie Janie, może się Pan spodziewać, że nie będzie „lekko”, za co z góry przepraszam. Powinien Pan przecież dostrzec w dwóch książkach o Mączkach, że nie stanowią dla mnie żadnego tabu nawet największe autorytety.