Rozdział 13.
Współczesny Wójcin.
(1990–2010)Str. 6
8. Żniwa w Wójcinie (w.pl: Galeria / Wakacje 2010)
Rolnictwo kiedyś było podstawowym zajęciem ludności wsi, ale współcześnie nastąpiły ogromne zmiany w tej dziedzinie. Wójcin i okoliczne wsie oparły się „kolektywizacji” i nie powstały też tutaj gospodarstwa „wielkoobszarowe”, czyli Państwowe Gospodarstwa Rolne (PGR). Tak stało się niedaleko w Byczynie, gdzie powstał wielki Kombinat Rolny, a także w większości wsi za Prosną, które przed wojną należały do wielkiej własności niemieckiej.
W 1978 roku na wójcińskiej Makowszczyźnie, która był kiedyś „obszarniczym” majątkiem, powstała Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna. Została ona jednak zorganizowana na dośc zdrowych zasadach dobrowolności, dlatego oparła się próbie czasu i po wielu latach działalności funkcjonuje po dziś dzień.
W Wójcinie ziemia jest dość dobrej klasy, przeważają grunty klasy 4, rzadziej 3, pod lasami oczywiście jest też 5 i 6. Niestety, dziś już tylko około 10% mieszkańców wsi żyje wyłącznie z rolnictwa, ponieważ niewiele rodzin jest w stanie utrzymać się tylko z pracy na roli. Większość więc dorabia w miejscowych lub okolicznych zakładach. Powody tego są dość oczywiste – zbyt małe gospodarstwa nie potrafią zapracować na utrzymanie właścicieli, a brak jest perspektyw na szybkie powiększenie ich obszaru. Kiedyś wielkość takiego gospodarstwa samowystarczalnego oscylowała w granicach 10 ha, dziś to jest już około 30–40 ha, w zależności od rodzaju prowadzonej gospodarki. Różne wielkości są zależne od tzw. profilu upraw czy też rodzaju hodowli. Każdy z tutejszych mieszkańców gospodaruje najczęściej na ziemi dziedziczonej po rodzicach, więc jest to związek rodzinno–pokoleniowy, można to nazywać różnie, ale chodzi zawsze o jedno – silne przywiązanie do ziemi!
To przywiązanie wójciniacy wyssali wraz z mlekiem matki i przekazywali je z pokolenia na pokolenie, z dziada pradziada. Rzadko więc udaje się te gospodarstwa znacząco powiększyć, dokupując ziemię od innych. Niektórym się to jednak udaje. Ostatnio bowiem obserwuje się tendencję ku częstszej sprzedaży ziemi, nie tylko w Wójcinie, i tworzeniu dzięki temu prywatnych gospodarstw o dużym areale. Tej ziemi był nieustanny brak w naszej okolicy jeszcze przed, a także po zakończenia II wojny światowej, dlatego jest u nas tak duże rozdrobnienie indywidualnych gospodarstw rolnych. Rodzice przez lata dzielili tę ziemię pomiędzy swoich potomków i dlatego zostawały z niej coraz mniejsze kawałki. Nie pomogło nawet częściowe scalanie gruntów, czyli tzw. komasacje. Częściej natomiast udawało się jakieś pola od kogoś wynająć i użytkować jako tzw. dzierżawę. Dzierżawa jest i była także kiedyś najczęstszą formą użytkowania ziemi na wsi, trwającą nawet przez okres kilkunastu lat. Rolnicy poza zbyt małymi obszarami swoich gospodarstw w latach 70, 80. i także 90. – borykali się z wieloma innymi problemami, jak choćby brakiem w swoich gospodarstwach nowoczesnych maszyn i urządzeń. Te maszyny w tamtych latach były, lecz rolnik wiejski nie mógł ich kupić i to nie tylko z powodu braku środków finansowych. Powód był taki, że obowiązywały wówczas tzw. przydziały. W pierwszej kolejności te przydziały otrzymywały duże gospodarstwa państwowe takie, jak PGR czy SKR lub RSP. Rolnicy indywidualni byli traktowani zawsze jako niechciany i ideowo zwalczany sektor prywatny. Brak możliwości zakupu nowych maszyn i urządzeń gospodarskich zastępowano więc w Wójcinie wytwórczością rodzimą.
I tak, kupno nowego ciągnika rolniczego, maszyny albo zwykłego telewizora czy radia, a nie mówiąc już o samochodzie osobowym lub zwykłym motorowerze, graniczyło w latach 80. prawie z cudem. Później na początku i pod koniec lat 90. Stopniowo zaczęło się to zmieniać. Dziś w dobie gospodarki wolnorynkowej jest nieporównanie większa dostępność i możliwość zakupu maszyn i nowych technologii. Takie inwestycje w sprzęt, maszyny, technologie są konieczne dla coraz większych już dziś obszarowo gospodarstw. Zakupy te są dokładnie przemyślane i zaplanowane. Wiąże się to z wydatkiem olbrzymich kwot na zakupy potrzebnego sprzętu. Na szczęście dzisiejsi rolnicy mają także i możliwość uzyskania dogodnych kredytów na te cele ze specjalnych funduszy pochodzących także z Unii Europejskiej. Wcześniej w latach 70. i 80. takich możliwości nie było. Dlatego mieszkańcy dokonywali zakupu sprzętu i niezbędnych maszyn z tzw. drugich rąk, na przeróżne sposoby. Za te najczęściej używane maszyny trzeba było płacić słono, podwójną czy potrójną równowartością nowej maszyny.
9. Ciągniki typu „S”. Dożynki 1985 rok (w.pl: Galeria / Stare Dzieje)
Rolnicy zmuszeni byli więc budować swoimi własnymi rękami niezbędne maszyny i ciągniki rolnicze. Najpierw były to bardzo dziwaczne pojazdy, bardziej lub mniej udane, na samym początku z silnikami zaadaptowanymi od różnego typu motorów. Później były stopniowo udoskonalane i zastępowane większymi silnikami, często już wysokoprężnymi. Takie ciągniki miały swoją nazwę. W Wójcinie najczęściej nazywano je „Es–ami” i niektóre z nich były niekiedy nawet rejestrowane pod nazwą „Sam” jako pojazdy rolnicze dopuszczone do ruchu drogowego. Były to udane konstrukcje, służące w niektórych gospodarstwach po dzień dzisiejszy. Jeśli mnie pamięć nie myli, to w naszej okolicy spotykało się ich zdecydowanie więcej niż gdzie indziej. Być może było to spowodowane właśnie mniejszą powierzchnią gospodarstw albo też większą determinacją i zaradnością naszych mieszkańców lub też większą koniecznością życiową i brakiem czasu na prace polowe?
Większość rolników w Wójcinie lat 80. i 90. to byli tzw. „dwuzawodowcy”, którzy łączyli i dziś nadal łączą pracę w małym gospodarstwie rodzinnym 1–5 hektarowym – z pracą w pobliskich zakładach państwowych lub nielicznych w tamtych czasach zakładach prywatnych. Dzisiaj jest już takich zakładów prywatnych zdecydowana większość. Dojeżdżano do pobliskiego Wieruszowa, Kluczborka czy też Wielunia, nieliczni także na odleglejszy Śląsk, rzadziej gdzieś dalej. Tak też jest do dzisiaj, ale nie do końca...