Rozdział 11.
W „polskim socjalizmie”
(1956–1989)str. 3
W czasach Gomułki do konfrontacji ideologicznej doszło z okazji zbliżającej się tysięcznej rocznicy początków Polski. Prymas Wyszyński, przygotowując się do Millenium chrztu Polski, rozpoczął już w 1957 roku Wielką Nowennę, która odprawiana była przez 9 kolejnych lat. Od tego roku rozpoczęły się też peregrynacje kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej po całym kraju. Władze widziały w tym niezgodną ze świeckością państwa publiczną demonstrację religijną i starały się przeszkadzać tym peregrynacjom – zgodnie z hasłem Gomułki: „Kościół powinien zostać w kościele”. W 1958 roku Sejm uchwalił konkurencyjne obchody państwowe Tysiąclecia Państwa Polskiego na lata 1960–1966, upowszechniając i realizując hasło „Tysiąc szkół na tysiąclecie”.
Do największego napięcia doszło wówczas, kiedy w 1964 roku biskupi polscy wystosowali list do biskupów niemieckich, używając słynnych słów: „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Wywołało to gwałtowną reakcję Gomułki, który oskarżał biskupów o działanie na niekorzyść polskiej racji stanu i stawianie przy pomocy takich słów jakby znaku równości między czynami zbrodniarzy i ich ofiar. Podkreślał, że dzieje się to w sytuacji, kiedy państwo zachodnioniemieckie nie uznaje zachodniej granicy Polski i domaga się ich rewizji. Napięcia w stosunkach z Kościołem za czasów Gomułki nie zagrażały duchownym w takim stopniu, jak to było za Bieruta w okresie stalinowskim, nie było mowy o wyrokach śmierci, torturach czy nawet więzieniach. Ataki miały charakter propagandowy, a największą dolegliwością było nie wyrażanie zgody na rozwój budownictwa sakralnego, wprowadzenie obowiązkowej służby wojskowej dla kleryków w wieku poborowym, ponowne wyprowadzenie nauki religii ze szkół, likwidacja niektórych wydawnictw kościelnych uznanych za nielegalne, a za rozpowszechnianie ich kilku duchownych otrzymało wyroki w zawieszeniu. Powodem niezadowolenia Kościoła było także wprowadzenie w 1956 roku szerokiej dopuszczalności aborcji, sprzedaż środków antykoncepcyjnych, działalność Towarzystwa Świadomego Macierzyństwa, popieranie przez władzę tzw. „księży patriotów” oraz istnienie organizacji o nazwie Stowarzyszenie Ateistów i Wolnomyślicieli.
Zobaczymy teraz co działo się w tym czasie w Wójcinie. Do niewątpliwych zdobyczy cywilizacyjnych końca lat pięćdziesiątych należy zaliczyć elektryfikację wsi oraz jej bezpośrednie i pośrednie skutki. Mieszkańcy Wójcina znali już od dawna dobroczynną moc energii elektrycznej w domach i gospodarstwach, ponieważ widziano to w krajach, do których mieszkańcy wsi wyjeżdżali przed wojną za chlebem w poszukiwaniu pracy. Wsie po niemieckiej stronie Prosny zostały zelektryfikowane jeszcze w latach przedwojennych, a mieszkańcom Wójcina trzeba było na to czekać jeszcze kilkanaście lat po wojnie. Elektryfikacja posuwała się od zachodu ku wschodowi gminy: Golę zelektryfikowano w 1953 roku (Del 63), Łubnice w 1959 roku (JMŁ 122), a Wójcin chyba na początku lat 60 (w.pl).
Uroczyste włączenie odbyło się koło transformatora na ulicy Wieluńskiej. Jednocześnie powstało też oświetlenie uliczne, włączane jednym głównym wyłącznikiem zamontowanym u sołtysa. Dziesięć lat później, wraz z postępem technologicznym, zastąpiono to centralnym wyłącznikiem zmierzchowym przy każdym transformatorze. Dziś jest to zegar ustawiany automatycznie według pór roku.
Nie oznaczało to jeszcze wcale, że zaprzestano korzystać z oświetlenia naftowego. Lampy naftowe, mimo istnienia prądu elektrycznego, służyły długo jeszcze jako oświetlenie awaryjne i do oświetlania wozów nocą. Przydały się także w dwadzieścia lat później w okresie wyłączania dostaw prądu dla ludności, zwłaszcza wiejskiej. Elektryfikacja nie tylko usprawniła pracę w domu i w gospodarstwie, ale i wpłynęła pośrednio na podniesienie poziomu kulturalnego całej ludności. W latach sześćdziesiątych w długie zimowe wieczory czytelnictwo stało się popularną rozrywką, czemu sprzyjało dobre zaopatrzenie biblioteki gminnej w Łubnicach i jej filii w okolicznych wsiach. W Wójcinie działał początkowo radiowęzeł nazywany wtedy „kołchoźnikiem”, który transmitował po drutach program I Polskiego Radia, a przynajmniej niektóre audycje radiowe (Del 63).
5. Wycieczka LOK 1969 r. (w.pl: Galeria / Stare Dzieje)
Z czasem odbiorniki radiowe stawały się standardem w każdym gospodarstwie domowym i były źródłem informacji, rozrywki i wiedzy. Reżimowe informacje uzupełniano niekiedy odsłuchiwaniem zachodnich rozgłośni polskojęzycznych takich, jak Wolna Europa czy Głos Ameryki. We wsi koło kościoła pojawił się kiosk z gazetami po 15 groszy. Można było też tam kupować książki – niezwykle wówczas tanie. Wiele było wśród nich radzieckiej literatury wojennej, ale trafiały się także dzieła z polskiej wielkiej literatury. Za dwa złote i czterdzieści groszy można było w latach pięćdziesiątych kupić książkę, a tyle kosztował wówczas dwukilogramowy bochenek chleba w mieście oraz normalny bilet na seans filmowy. Zdobycze kultury stawały się dostępne dla szerokich mas. Dwutomowe wydanie „Krzyżaków” H. Sienkiewicza w kiosku „Ruchu” można było nabyć za 4,80 zł, papier był jednak gazetowy i kartki trzeba było rozcinać, więc książka nie wyglądała estetycznie. Popularne stawały się na wsi radiowe słuchowiska i powieści odcinkowe, których wiele też można było znaleźć prawie w każdej gazecie codziennej, jaką można było nabyć w kiosku. Serial radiowy „Matysiakowie” zaczął być nadawany w 1956 roku, a serial przeznaczony dla ludności wiejskiej – „W Jezioranach” – od 1960 roku.
W końcu lat sześćdziesiątych młodzi mieszkańcy „szpanowali” przenośnymi, małymi odbiornikami tranzystorowymi, a w zamożnych domach pojawiały się pierwsze lampowe telewizory czarno – białe.