top_banner

Rozdział 8.

W wolnej Polsce równoprawnych obywateli.
(1918–1939)

str. 8

   Kierownikiem szkoły był ciągle jeszcze (1894–1936) ten sam mądry i dzielny Włodzimierz Szewczuk. Za jego czasów istniały dwa budynki szkolne – „Biała” i „Czerwona Szkoła”, co miało charakter symboliczny, bo w sumie dawało to barwy biało–czerwone i nic dziwnego, że jego działalność od samego początku, czyli od roku 1894 miała taki patriotyczny charakter. To o nim K. Wilczyński napisał: „On pierwszy widział potrzebę nauczenia ludzi czytać i pisać w języku ojczystym”, a działo się to przecież w czasach rusyfikacji szkolnictwa. Tuż przed jego przejściem na emeryturę do budynku „Czerwonej Szkoły” dołączono jeszcze dwie przestronne izby lekcyjne. Dzieci nie tylko z Goli, ale i z Łubnic i Dzietrzkowic, siódme klasy kończyły tutaj. Jego życiowym sukcesem było to, że pod tym względem Wójcin przodował wówczas w okolicy.
W Polsce niepodległej ustalono, że dzieci między 7 a 14 rokiem życia mają obowiązek uczęszczania do szkoły, a rodzice, którzy nie wywiązywali się z tego obowiązku – mieli być karani grzywnami lub nawet aresztem. W rzeczywistości obowiązek szkolny spełniany był początkowo w 70%, a w końcu w 90%. Większość szkół wiejskich, bo aż 75%, miało tylko 4 klasy. Wójcin należał do tych nielicznych, w których było 7 klas. J. Maślanka napisał:

 „Wójcin uprzedził reformę i już przed 1930 rokiem miał szkołę 7–klasową” (JMD 79).

Szkoła i W. Szewczuk

 8. Kierownik szkoły W. Szewczuk z dziećmi (w.pl; Galeria / Szkoła)

W Wójcinie związek szkoły z uczniem był utrzymywany nawet w niedzielę w czasie nabożeństwa. Uczniowie zbierali się wcześniej na placu „Czerwonej Szkoły”, ustawiano ich tam oddziałami i w towarzystwie nauczycieli prowadzono do kościoła.
Jednak niewiele dzieci kończyło pełną szkołę siedmioklasową – z uwagi na ubóstwo rodziców, których nie stać było na zakup podręczników i przyborów szkolnych. Wysoka była drugoroczność. Duża część dzieci musiała pomagać rodzicom w gospodarstwie i trafiało się, że niektóre dzieci 12–letnie zaczynały wyjeżdżać już na Saksy ze starszym rodzeństwem lub z rodzicami.  W szkole panowała dość surowa dyscyplina. Jak opisuje to Wilczyński – były to czasy, kiedy uważano, że do ucznia najlepiej przemówi pasek, linijka, rzemień wiązany w pęczki, klęczenie pod ścianą i „koza”. A w użyciu była jeszcze gumka, którą nauczyciel ciągnął po skroni pod włos, a to bardzo bolało. Jedna z nauczycielek z upodobaniem posługiwała się twardym piórnikiem. Chłopcy byli strzyżeni maszynką na tzw. „kolano”, a jak włosy trochę podrosły – to też nie było dobrze, bo wtedy można było ciągnąć za pejsiki (Wil 40). 

Szkoła Wójcin ok. 1937

9. Szkoła w 1938 r. W środku w kapeluszu siedzi ks. Michał Wróblewski, pierwszy z lewej to Józef Ziemski, trzeci z lewej, ówczesny kierownik
szkoły Jan Herduś, czwarta z lewej Janina Ziemska (w.pl; Galeria / Szkoła).

 

Starego i surowego kierownika szkoły od 1935 roku zluzowali młodzi następcy, najpierw Stefan Kos, od stycznia do czerwca 1938 roku kierownikiem na krótko został Jan Herduś, po nim kierownikiem został Józef Ziemski, który uchodził za człowieka „dobrodusznego”, jak napisał K. Wilczyński. Nauczyciele mieli ten zwyczaj, że jeśli zauważyli któregoś z uczniów chodzącego po południu po wsi, to na drugi dzień z miejsca wzywali go do tablicy i maglowali pytaniami.  Toteż na widok nauczyciela, idącego przez wieś, każdy uczeń pierzchał w popłochu. Jeden piękny zwyczaj pielęgnowano we wsi. Wójcińskie dziecko mówiło „dzień dobry” każdemu obcemu, który tylko pojawiał się we wsi. Sprawiało to bardzo miłe wrażenie na wszystkich przyjezdnych, którzy nie mogli nie odwdzięczyć się ciepłym uśmiechem.  Zwyczaj ten istniał jeszcze długo, a nawet spotkać się można było z tym jeszcze w drugiej połowie XX wieku. W przedwojennej szkole wójcińskiej uczyli nauczyciele:

Jan Glądała, Grojek, Irena Hirniak, Stefan Kos (kierownik 1935–1937?), Jan Herduś (kierownik 1938), J. Pokora, Rymczakowa, Sypniewski, Włodzimierz Szewczuk (kierownik 1894–1935), Zamorski, Janina Ziemska, Józef Ziemski (kierownik 1938–1939), ks. S. Zając v. Zimorowicz, ks. M. Wróblewski (w.pl).
K. Wilczyński zapamiętał sobie jeszcze młodziutką nauczycielkę Chmielewską i to, że kierownikiem szkoły po W. Szewczuku był krótko Zamorski (Wil 41,42).

  Rolę szkół średnich pełniły najpierw 8–letnie gimnazja, do których prawo wstępu mieli kandydaci po ukończeniu 4 klas szkoły powszechnej, a od 1932 roku – sześcioletnie szkoły średnie składające się z gimnazjum (4 lata) i liceum (2 lata), do których przyjmowano kandydatów po sześciu klasach szkoły powszechnej. Gimnazjum kończyło się tzw. „małą maturą”, a liceum – „dużą maturą”, dającą dopiero prawo do ubiegania się o przyjęcie na wyższe uczelnie. Szkoły ponadpodstawowe były płatne, a długoletni proces nauki, koszty i odległość od Wójcina – praktycznie uniemożliwiały dzieciom ze wsi kontynuowanie kształcenia się na poziomie średnim. Tylko najbogatsi rodzice – młynarz, pracownicy Służby Granicznej i nauczyciele – mogli sobie na to pozwolić. Nauczycieli szkół wiejskich w latach 1919–1932 kształciły pięcioletnie Seminaria Nauczycielskie na podbudowie sześciu klas szkoły powszechnej, co nie dawało im nawet pełnego wykształcenia średniego, umożliwiającego studia wyższe. Dopiero po reformie oświaty w 1932 roku pojawiły się trzyletnie Państwowe Licea Pedagogiczne na podbudowie gimnazjalnej, które dawały pełne wykształcenie średnie.

 

Copyright © by Andrzej Głąb Wójcin 2009 - 2024.
Strona wykorzystuje pliki cockies do monitorowania i obsługi więcej