top_banner

Rozdział 8.

W wolnej Polsce równoprawnych obywateli.
(1918–1939)

str. 10

  We wsi istniała też organizacja „Młodych Polek”, która była popularną organizacją młodzieżową tamtych czasów, pozostającą pod opieką kościoła i skupiającą dziewczęta, które ukończyły 14 lat. Celem organizacji było uczenie patriotyzmu, aktywności we własnym środowisku i zdobywanie umiejętności zawodowych. K. Wilczyński zapamiętał sobie, że członkinie miały nosić jednakowe ubranka składające się z granatowego beretu, spódnicy takiego samego koloru i białej bluzki. Poza tym, że uczyły się gotowania i szycia – nic więcej nie potrafił powiedzieć. Tymczasem na specjalnie organizowanych dla nich kursach dziewczęta uczyły się prowadzenia całego gospodarstwa domowego: gotowania, smażenia, pieczenia potraw; umiejętności kroju i szycia, haftowania, tkactwa domowego, guzikarstwa itp. Same szyły swoje mundurki, tzn. wspomniane już spódnice i  bluzki. 
Członkinie organizacji przygotowywały też różnego rodzaju przedstawienia, przeważnie o treści religijnej i patriotycznej. Uczestniczyły w organizowaniu  obchodów ważnych uroczystości i ubrane w mundurki uświetniały je swoją obecnością. Pomagały też w prowadzeniu działalności charytatywnej, wspierając ubogich i sieroty, zbierały książki i czasopisma, urządzały wycieczki i pielgrzymki do Częstochowy. Pieniądze na prowadzenie własnej działalności zdobywały w typowy dla tej organizacji sposób: współuczestniczyły w organizowaniu zabaw tanecznych, na których sprzedawały swoje robótki ręczne i ciasta własnego wypieku, licytowały tam własne torty i urządzały loterie fantowe, sprzedawały też bilety na amatorskie przedstawienia teatralne.
 Natomiast harcerstwo nie mogło jakoś w Wójcinie zapuścić korzeni, szczególnie chyba ze względu na koszty, jakie związane były z umundurowaniem i wyposażeniem harcerza i harcerki. 

  Warto jeszcze wspomnieć jak Wilczyński opisuje ówczesną wójcińską modę. Zacznijmy od strojów męskich. Ubranie chłopca składało się przeważnie z marynarki i wąskich spodni sięgających poza kolana, a więc były nieco na wyrost, aby dłużej mogły służyć. W praktyce jednak po niedługim czasie na kolanach zaczęły pojawiać się naszywane łaty. Ubrania wykonane były z materiału cajgowego, przypominającego współczesne dżinsy albo z brązowego sztruksu. Nieodłączną częścią ubioru były kaszkiety z długimi daszkami. Ubrania kupowano na jarmarku w Bolesławcu, albo u Żyda w sklepie. W tym drugim przypadku opłaciło się wcześnie rano pojawić przed sklepem, bo kto pierwszy znalazł się tam w poniedziałek – ten miał szansę na utargowanie niższej ceny. Przesądny właściciel wierzył w to, że pierwszy kupujący klient spowoduje szczęśliwą passę na cały tydzień. Latem chłopcy biegali po wsi na bosaka, a w chłodniejsze dni zakładali na stopy drewniaki. Drewniane spody obrabiano strugiem, po uprzednim obciosaniu siekierką potrzebnego klocka i zacięciu piłką miejsca na napiętki i wgłębienie podstopia. Najlepiej nadawało się do tego dobrze wysuszone drewno z brzeziny lub olszyny. Wierzchy drewniaków robiono ze starych trzewików lub butów. Do środka wkładano futrówkę ze starych kapeluszy lub barchanowej szmatki. Aby drewno się szybko nie zniszczyło – to podbijano je gumą ze starych opon. Drewniaki, jeśli nie były podbite gumą, znakomicie spisywały się na wszelkiego rodzaju ślizgawkach zimą i nie trzeba było wcale łyżew. Oczywiście synowie zamożnych mieszkańców wsi, tj. zielonków, nauczycieli, kupców i młynarza – nosili obuwie zakupione w sklepie w Bolesławcu albo wykonane przez miejscowych szewców.
Mężczyźni ubierali się w garnitury, które z dzisiejszego punktu widzenia mogą się wydawać nieco dziwaczne. Spodnie musiały być tak szerokie, aby przykrywały szpice trzewików. Natomiast marynarka miała być krótka, z nieco przykrótkimi rękawami i zapinana na trzy guziki. Klapy marynarki były szerokie, a dół poniżej ostatniego guzika miał być zaokrąglony. Z tego samego materiału co garnitur musiało być wykonana nieodzowne nakrycie głowy, czyli wspomniany już kaszkiet z długim daszkiem. We wsi nie spotykało się osobników płci męskiej bez czapki na głowie. Zdejmowano ją tylko do obiadu i w kościele. Nieco komicznie wyglądały wówczas błyszczące, nieopalone czoła, na tle ogorzałej od słońca twarzy. Zimą noszono modne wówczas kurtki, które uważano za bardziej praktyczne od długich płaszczy. Szyli je miejscowi krawcy, ale można było też kupować gotowe w Bolesławcu lub Wieluniu, jeśli ktoś miał dużo pieniędzy. Kurtki zwane też „burkami” były cieplejsze, szyto je na watolinie, a zamiast podszewki miały barchanowe podszycie. Miały zwykle 6 kieszeni, dwie wewnątrz i 4 na zewnątrz, z których górne były ukośne.

Strój dziewcząt składał się głównie z sukienek lub spódniczek z bluzkami. Jako obuwie służyły pantofle z drewnianymi spodami, do których zakładano skarpetki. Oczywiście chodzenia latem na bosaka było normalne. W pantoflach można było nawet udać się do sklepu lub do znajomych, ale do kościoła już nie wypadało. Gdy było chłodniej – dziewczyny okrywały się tzw. szalówkami, czyli chustami w kształcie trójkąta, przeważnie koloru różanego. Wykonywane były one fabrycznie w różne wzory, z dużymi oczkami i obrobione były długimi frędzlami. Jako nakrycie głowy służyły modne czapki, a przeważały czarne albo granatowe berety. Noszono je „na bakier”, czyli skośnie, w ten sposób, że zakryte było całkiem jedno ucho. Z drugiej strony głowy widoczne były za to włosy z powyciskanymi „falami”. W niedzielę do kościoła dziewczyny nosiły płaskie torebki, tzw. kopertówki, które trzymane były na długość wyciągniętej ręki, oparte o biodro z tej strony, na którą pochylony był beret. W kapeluszach do kościoła chodziły latem tylko zamożniejsze kobiety i dziewczyny. Na stopy zakładano wówczas ładne trzewiczki, czółenka lub takie zapinane paskiem na jeden guzik lub dwa. Zimą modne były sznurowane botki, przeważnie w kolorze brązowym. Płaszcze obowiązkowo miały kołnierzyki i mankiety obszywane kożuszkiem. Czarne obuwie nosiły tylko starsze kobiety, które zakładały też duże chusty w ciemnych kolorach, tkane fabrycznie w dużą kratę i wyposażone w krótkie frędzle. Do kostek sięgały im szerokie, długie kiecki (Wil 8, 65–67).

Ulice Wójcina

13. Dziewczęta na drodze w Wójcinie ok. 1945 roku (w.pl: Galeria / Stare Dzieje)

Tymczasem czarne chmury zaczęły zbierać się późnym latem nad Wójcinem, Polską, całym światem. We wrześniu 1939 roku wybuchnie najstraszliwsza wojna, jakiej dotąd świat nie widział – druga wojna światowa, tocząca się w latach 1939–1945. Losy wójcinian w tamtych czasach opisane będą w dalszej części szkicu. Na zakończenie przytoczę fragment pożegnania się z Wójcinem jednego z jej mieszkańców, którego poznaliśmy już, jako członka orkiestry dętej, chodzi o Bronisława Mączkę, którego nazywano „Filary”. Tak to opisał K. Wilczyński (Wil 94):
„W ramach pospolitego ruszenia w 1939 roku, został powołany do wojska i skoszarowany w naszej gminnej wsi – Dzietrzkowicach. W przeddzień wojny, w czwartek wieczorem po pożegnaniu się z ojcami i rodzeństwem, przyszedł odwiedzić nas w pełnym rynsztunku. Ledwie się do drzwi wtoczył. Ubrany w płaszcz, a na pasku założone ładownice z nabojami, bagnet, manierka i chlebak. Przez jedno ramię przewieszono masę przeciwgazową, a przez drugie karabin. Na plecach założony plecak z przewieszoną na nim deką zawiniętą w pałatkę. Tak umundurowanego jeszcze dzisiaj widzę i słyszę ciężkie zgrzytanie na cemencie w sieni jego podkutych gwoździami trzewików. Od tego wieczora nikt go więcej we wsi nie zobaczył.”

 

 

Copyright © by Andrzej Głąb Wójcin 2009 - 2024.
Strona wykorzystuje pliki cockies do monitorowania i obsługi więcej