top_banner

Rozdział 7.

U schyłku zaborów i na progu Niepodległości
(1900–1918)

str. 6

   Tragiczny pożar w Wójcinie spowodował powstanie społecznej inicjatywy, mającej na celu zwrócenie się do władz carskich z prośbą o wyrażenie zgody – na założenie straży ogniowej w gminie Dzietrzkowice.  Szczególnie aktywni byli przy opracowaniu tego projektu – ksiądz wójciński Andrzej Witulski, ksiądz z Dzietrzkowic i właściciel majątku w Łubnicach, Rappard (JMŁ).  Na zebraniu gminnym uchwalono petycję do gubernatora kaliskiego, wysłaną za pośrednictwem wieluńskiego naczelnika powiatowego. W zebraniu uczestniczyło 275 osób na 546 uprawnionych.
 W petycji zaznaczono, że każda z wymienionych trzech wiosek „posiada już staw wodny i niektóre strażackie narzędzia”.
Jeszcze w grudniu tego samego roku nastąpiło ukonstytuowanie się Dzietrzkowickiego Koła Strażackiego (KS) z trzema oddziałami – w Dzietrzkowicach, Łubnicach i Wójcinie. Wójt gminy sporządził spis rzeczywistych członków–ochotników zapisanych dobrowolnie w trzech wioskach i chętnych zostania członkami kół strażackich. Na walnym zebraniu strażaków gminnych wybrano zarząd w składzie: prezes, członkowie zarządu, członkowie komisji rewizyjnej, naczelnik strażaków, pomocnik naczelnika, zarządzający majątkami kół i skarbnicy. Z Wójcina wybrani zostali: jako członek zarządu – ks. A. Witulski, jako zarządzający majątkiem wójcińskiego oddziału – Aleksander Perlak, jako pomocnik skarbnika gminnego – Jakub Kaczmarek, a jako naczelnik oddziału wójcińskiego – Włodzimierz Szewczuk. Na listach kandydatów do strażackiego zarządu gminnego znajdowali się jeszcze Szymon Witkowski i Aleksander Maślanka z Wójcina. Protokół zebrania założycielskiego podpisało 101 członków piśmiennych i 3 analfabetów (w.pl).

      Włodzimierz Szewczuk pełnił swoją funkcję naczelnika przez najbliższe 4 lata.  Prawdziwym jednak wójcińskim animatorem i szkoleniowcem strażaków był Michał Białek, syn Ferdynanda. Wyniósł on pewne doświadczenia w tej dziedzinie z czasów służby wojskowej w armii carskiej i zastąpił Włodzimierza Szewczuka od 1916 roku, kiedy to Królestwo Kongresowe znalazło się na trzy lata pod okupacją niemiecką. Białek zbojkotował carską mobilizację wojenną i przez blisko rok przebywał na emigracji w Niemczech, gdzie imał się różnych zajęć w majątkach junkierskich, a przez pewien czas zatrudnił się też jako doker w Hamburgu. Jako naczelnik wójcińskiej straży ogniowej stworzył kawaleryjski oddział szybkiego reagowania. O jego działalności jako naczelniku Koła Strażackiego i Straży Ogniowej pomówimy jeszcze później. 

Straż Ogniowa na rynku

5. Oddział konny strażaków naczelnika M. Białka (z lewej). Zdjęcie z 1930 roku.
Z tyłu „Czerwona Szkoła” (w.pl: Galeria / Stare dzieje)

Natomiast kierownik szkoły ciągle rozwijał szkolnictwo wójcińskie. Do „Białej Szkoły” uczęszczało około 300 dzieci, za dużo by mogły się tam pomieścić. Szewczukowi udało się zgromadzić środki i wykupić od miejscowego Żyda budynek po karczmie „U diabła” na wójcińskim rynku, który został szybko adaptowany na cele szkolne. Ponieważ dawna karczma zbudowana była z czerwonej cegły – to rychło nazwano nową placówkę „Ceglastą Szkołą” lub „Czerwoną Szkołą”. We wsi niedługo potem istniała już szkoła siedmioklasowa i nawet dzieci z gminnych Łubnic i Dzietrzkowic będą kończyły tutaj siedem klas, bo u nich takich możliwości nie było.

   Pożar w 1911 roku i spalenie się kościoła parafialnego przyczyniły się też do odłączenia się Żdżar i Wiewiórki od parafii wójcińskiej, w której Żdżary przebywały od połowy XV wieku, a Wiewiórka od początku XVII wieku. W tym długoletnim współżyciu czasami nie obywało się bez zgrzytów, jak na przykład, kiedy to w 1522 roku występowano ze skargą do oficjała wieluńskiego na proboszcza Mikołaja, zaniedbującego parafian w Żdżarach. Na ogół panowała jednak pełna harmonia i w 1768 roku za sprawą proboszcza Jezierskiego wybudowano nawet w Żdżarach oddzielny kościół, a także zwrócono tam dwa ołtarze, kiedyś przeniesione do Wójcina ze zniszczonego kościoła w Żdżarach (Ołtarz Matki z Dzieciątkiem i Ołtarz św. Bartłomieja). Trafił się jednak i przykry zgrzyt, kiedy to mieszkańcy Żdżar, wykorzystując zamieszanie związane z budową nowego kościoła w Wójcinie w 1833 roku, zabrali sobie jeden z wójcińskich dzwonów, ale o tym już wspominałem wcześniej. Po pożarze w 1911 roku w Wójcinie długo nie było kościoła parafialnego, co mieszkańcy Żdżar wykorzystali do wyemancypowania się i uzyskania zgody na utworzenie własnej parafii. Nie tylko więc spłonął kościół w Wójcinie – ale i parafia wójcińska zmniejszyła się od tego czasu niemal o połowę. Oprócz Wójcina i jego przysiółków w Andrzejowie, Ladomierzu i Makowszczyźnie – pozostała jeszcze w parafii Gola, która miała od końca XIX wieku własną kaplicę, znajdującą się na prywatnej posesji Mączków i niebędącą własnością parafii. W kaplicy tej mszę świętą odprawiano raz w miesiącu oraz w drugie święto Bożego Narodzenia, Nowy Rok i drugi dzień Świąt Wielkanocnych (Del 42).

 Rok 1914 przyniósł wybuch wojny, która przeszła do historii jako pierwsza wojna światowa. Konflikt między trzema zaborcami już od dawna wisiał w powietrzu. Po wybuchu wojny wszyscy spodziewali się, że na Boże Narodzenie żołnierze powrócą już do domów, ale tak się nie stało. Jej przebieg dla Polaków był o tyle tragiczny, że około 3, 5 miliona Polaków wcielono do armii znienawidzonych zaborców, w których imieniu mieli się nawzajem mordować w bratobójczych walkach na frontach tej wojny. Po wybuchu wojny zaskoczeni Rosjanie wycofali swoje siły porządkowe i wojsko z dawnej ziemi wieluńskiej. Ogłoszono wprawdzie mobilizację rezerwistów, ale nie została ona w większej części zrealizowana. Przez blisko dwa miesiące tereny przygraniczne znajdowały się w strefie niczyjej, między dwoma frontami. Dopiero w końcu września 1914 roku Niemcy zajęli Wieluń (Goo).

 

Copyright © by Andrzej Głąb Wójcin 2009 - 2024.
Strona wykorzystuje pliki cockies do monitorowania i obsługi więcej