top_banner

Rozdział 9.

Czasy okupacji, wypędzeń i eksterminacji
(1939–1945).

str. 2

  Przenieśmy się teraz w okolice Wójcina, naszej Małej Ojczyzny. Życie na pograniczu toczyło się dość spokojnie, ale w 1939 roku strona niemiecka wzmogła kontrole graniczne i zwiększała obsady straży granicznej. Po stronie polskiej odcinka „Chróścin – Bolesławiec – Piaski” broniły: pułk kawalerii Korpusu Ochrony Pogranicza, 10 pal i bataliony Obrony Narodowej. Wszystkie te jednostki wchodziły w skład Armii Łódź, której główne siły znajdowały się nieco dalej nad Wartą.

Straż Graniczna w Goli 1938

2. Straż graniczna w Goli w 1938 r. (w.pl: Galeria / Stare Dzieje)

  Goli broniło 6 strażników Straży Granicznej i 8 żołnierzy Obrony Narodowej, ochotniczej formacji wojskowej podlegającej również Armii Łódź. Zaobserwowano, że kilka dni przed wybuchem wojny nie można było wchodzić do niemieckiego lasu kluczowskiego, poza tym nic szczególnego Polakom, pracującym na Saksach, nie udało się zaobserwować (Del 43). Ale wybuch wojny w najbliższym czasie dla wielu nie budził już wątpliwości, niepokojące wieści dochodziły też od Niemców z pogranicza i z nasłuchu radiowego. O bliskim terminie wybuchu wojny zaczęto jednak myśleć dopiero wtedy, kiedy władze polskie ogłosiły powszechną mobilizację, a stało to się dopiero w ostatnim dniu sierpnia. Nikt dokładnie nie znał dnia ani godziny agresji, więc karty mobilizacyjne doręczano rezerwistom w różnym czasie. J. Dela podaje, że jego dziadek, Antoni Dela, otrzymał kartę mobilizacyjną późnym popołudniem 31 sierpnia 1939 roku, a w swej jednostce w Biedrusku koło Poznania miał stawić się 2 września 1939 roku. Podobnie było zapewne z rezerwistami z Wójcina, a później szybkość, z jaką poruszali się Niemcy na motocyklach, samochodach i czołgach, spowodowała, że mało kto i z Wójcina zdążył do swojego punktu mobilizacyjnego. Niemcy zawsze byli szybsi. Ale nie wyprzedzajmy faktów.

Na parę godzin przed najazdem, 31 sierpnia między godziną 20 a 22, w okolicy leśnictwa Kluczów, niedaleko Goli, komando SS przebrane za polskich powstańców dokonało pozorowanego napadu, ostrzeliwując własną leśniczówkę. Ostrzałem zdemolowano kuchnię, a jej wnętrze wysmarowano krwią wołową (Del 45). Strzały te było słychać także w Wójcinie, ponieważ odnotował to K. Wilczyński w swoich wspomnieniach. Zarówno prowokacja w leśniczówce Kluczów, jak i słynna prowokacja gliwicka – należały do kilkudziesięciu podobnych inscenizacji zorganizowanych tego wieczoru przez SS, w celu zrzucenia odpowiedzialności za wybuch wojny na Polskę. Hitler chciał rozmiękczyć gotowość sojuszniczą Anglii i Francji, ukazując Polskę jako państwo nieodpowiedzialne, które rozzuchwalone poparciem tych państw specjalnie prowokuje do wojny. Miało to także zyskać Hitlerowi zintegrowanie wszystkich Niemców wokół jego osoby, bo przecież nie można było dopuścić do tego, żeby jacyś tam „podludzie” grali „Übermenschom” na nosie.

  Trzy dni wcześniej, 28 sierpnia rano, w poniedziałek, przyjechał do Wójcina 25–osobowy oddział konnicy, którego zadaniem miała być obrona granicy na odcinku wójcińskim. Żołnierze na swym uposażeniu mieli karabinki ręczne i jeden ciężki karabin maszynowy. Rozlokowali się na Folwarku, od Cierkosza wzwyż. W dwa dni później zluzował ich 12 – osobowy oddział ułanów uzbrojonych w lance, karabinki i jeden ręczny karabin maszynowy – ci zostali zakwaterowani na końcu wsi w Cichoszowej stodole koło dzwonka. Żołnierze byli w chwackich nastrojach i mówili, że  w pierwszy dzień wojny wyruszą do Byczyny i rozniosą ją na końskich kopytach. Miało się później okazać, że nie zdążyli nawet skierować koni w tamtą stronę – zauważył ze smutkiem K. Wilczyński w swoich wspomnieniach (Wil 147).
Autor był wtedy zaledwie dziewięcioletnim dzieckiem i nie posiadał wystarczającej wiedzy o rozlokowaniu oddziałów wojskowych w rejonie Wójcina. W rzeczywistości znajdowały się tam trzy szwadrony ułanów rozmieszczonych między Wójcinem a Żdżarami (JMW 144/5). Jednostki te wchodziły w skład 1 pułku kawalerii KOP dowodzonego przez podpułkownika Feliksa Kopcia. Pułk ten wysunięty był aż do samej granicy i jego zadaniem było prowadzenie walk opóźniających, z możliwością przechodzenia do kontrataku:

I szwadron zajmował pozycję w Żdżarach, a jego dowódcą był rotmistrz Marian Szalewicz; II szwadron dowodzony przez rotmistrza Heliodora Tomaszkiewicza – rozlokowany był w rejonie Wójcina i osiedla Makowszczyzna; III szwadron dowodzony przez rotmistrza Jana Maciejewskiego miał stacjonować w wójcińskim przysiółku Ladomierz (JMW 149).

Opisywane przez K. Wilczyńskiego jednostki – to dwa plutony wchodzące w skład II szwadronu: pluton porucznika Leona Będkowskiego i pluton podporucznika Józefa Szydlaka. Zostały one ostrzelane z niemieckiej broni maszynowej podczas zmiany na placówce w Wójcinie w przeddzień wybuchu wojny, w czwartek. Aby uniknąć prowokacji, Polacy nie odpowiedzieli wtedy ogniem (JMW 145).
W tym samym czasie po drugiej stronie Prosny Niemcy swoje wojska uderzeniowe ustawili jak następuje:

1. Naprzeciw Goli, Wójcina i Bolesławca znajdował się pułk piechoty SS Leibstandarte Adolf Hitler;
2. Naprzeciw Dzietrzkowic, Łubnic i Toplina – w rejonie Byczyny, Uszyc i Zdziechowic stała I Dywizja Lekka;
3. Naprzeciw Praszki, w rejonie Gorzowa Śląskiego i Kluczborka stała 18 Dywizja Piechoty
Na lotniskach w Nieder Ellguth (Ligota Dolna), Starym Oleśnie i Neudorf koło Opola stacjonowały dywizjony pułków lotnictwa bombowego: 2, 76, 77.

Rozkaz zbombardowania i zniszczenia Wielunia wydał dowódcom stacjonującym w Nieder–Ellguth, generał Wolfram von Richtofen, dowódca lotnictwa do zadań specjalnych. Atak bojowy wykonano o godz. 4.40, więc samoloty granicę musiały przekroczyć parę minut wcześniej (JMD 41). Na lądzie w rejonie Chróścina Niemcy zaatakowali granicę o godz. 4.30. Wynika z tego, że wojna zaczęła się w okolicach Wójcina, a nie na Westerplatte, jak informują stare podręczniki. Najpierw wojska niemieckie oddały kilka strzałów artyleryjskich i ostrzelało Golę z broni maszynowej, potem żołnierze zaatakowali posterunek komory celnej i posterunek policji, a następnie wieś, Straż Graniczną i Wojsko Polskie. 1 września nad ranem mieszkańców Wójcina obudził przeraźliwie monotonny warkot samolotów niemieckich lecących w kierunku na Wieluń. Jak się potem dowiedziano miasto zaczęło być bombardowane o godz. 4.40, więc nad Wójcinem samoloty musiały przelecieć kilka minut wcześniej. Strzały na Westerplatte w Gdańsku oddano o godzinie 4.45, a w tym samym czasie słychać było też kanonadę na Goli. Samoloty znad Wielunia wracały niedługo potem i leciały na niskiej wysokości, budząc grozę.

Strach zaczął ogarniać wszystkich ludzi. Jedni zaczęli zaprzęgać konie i pakować dobytek, drudzy wahali się co robić, a jeszcze inni stali na stanowisku, że z Wójcina się nie ruszą. Autor szkicu o Wójcinie, K. Wilczyński, był wraz z matką wśród tych, którzy znaleźli się wśród uciekających, ponieważ przygarnęła ich na swój wóz dobra sąsiadka, Pelagia Kaczmarek, córka Piotra Mączki. Okazało się potem, że pobyt poza domem miał trwać około dwóch tygodni i furmanki miały dotrzeć aż pod Łowicz, skąd dopiero Niemcy cofnęli ich z powrotem. Uciekinierzy przeżyli wiele bombardowań i nalotów lotniczych, próbując poruszać się naprzód przez plątaninę furmanek i cofającego się wojska ze sprzętem. Ktoś z uciekających wiózł na wozie rannego żołnierza, który podobno ostrzeliwał z Kokotowej stodoły nadciągających od strony Prosny Niemców. Miał to być erkaemista z tej grupy żołnierzy, którzy przybyli do Wójcina w środę. Później na trasie uciekinierzy dowiedzieli się, że Niemcy zabili dwóch żołnierzy, którzy mieli w Goli zadanie wysadzenia w powietrzu mostu na Prośnie. Mostu nie udało się im jednak wysadzić. Może ładunki zawilgociły się, a może lont albo detonator okazały się niesprawne – przypuszcza J. Dela. Kiedy Niemcy zaczęli strzelać z dział zza Prosny w kierunku Goli – to mieszkańcy oraz żołnierze i pogranicznicy zaczęli uciekać drogą w stronę Chróścina, ale w połowie drogi między wsią a lasem zostali ostrzelani przez niemieckie karabiny maszynowe. Wtedy zginęło kilku ludzi: mieszkaniec Goli oraz dwóch strażników granicznych i 1 żołnierz. Polscy żołnierze uciszyli niemieckie karabiny maszynowe.
Później odkryto jeszcze, że zanim Niemcy sforsowali granicę na moście – zamordowany został polski strażnik przez zwiadowcę niemieckiego, który wcześniej potajemnie przekroczył granicę (Del 46). Jedna część wojsk niemieckich, po krótkiej walce z żołnierzami polskimi, opanowała Bolesławiec, gdzie ponieśli pierwsze straty w ludziach i sprzęcie (7 czołgów, 5 motocykli, samochody ciężarowe i około 40 zabitych i rannych), a druga część Niemców –  przez Wójcin, Dzietrzkowice i Skomlin pojechała w kierunku Wielunia i dalej w głąb kraju (JMD 42).

 

Copyright © by Andrzej Głąb Wójcin 2009 - 2024.
Strona wykorzystuje pliki cockies do monitorowania i obsługi więcej