top_banner

„Wójcin mego dzieciństwa 1934 – 1939”

str. 1

Konrad Wilczyński ok. 1954 r.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Konrad Józef Wilczyński


                Konrad Józef Wilczyński żył w latach 1928–1999. Urodził się w niemieckim Wismar 25 czerwca 1928 roku. Zmarł w australijskim Sydney 4 lutego 1999 roku i tam też jest pochowany na „Woronora Cemetery”. Autor książki o Wójcinie i jego mieszkańcach miał 65 lat jak postanowił zapisać te wspomnienia. Oprócz epizodu wójcińskiego, większość swego dorosłego życia spędził w Jedlinie Zdroju koło Wałbrzycha.
     Z Wójcinem wiązały go wspomnienia z pierwszych lat szkolnych oraz krewni matki z rodziny Pawyzów, a później doszli także krewni żony z rodziny Dulasów. Mieszkał w Wójcinie do września 1953 roku.

     Matka Konrada, Witosława Pawyza, pochodziła z Wójcina i pracowała na „saksach” w niemieckim majątku ziemskim. Tam wyszła za mąż za Konstantego Wilczyńskiego, który był tzw. „Vorarbajterem”, czyli robotnikiem–agentem, mającym za zadanie sprowadzenie do majątku całej grupy robotników jemu bezpośrednio podległych. Taki agent był odpowiedzialny za ich pracę i pobierał pobory dla całej grupy. Miał za to zapłatę i prowizję z poborów całej tej ekipy. Czerpał także korzyści z tego, że jego żona prowadziła kuchnię dla robotników. Szło im więc nieźle i doczekali się dwójki dzieci, w tym interesującego nas Konrada. Jednak gdy Hitler doszedł do władzy - wtedy obcokrajowcom postawiono twarde warunki: albo przyjąć obywatelstwo niemieckie, albo opuścić Niemcy. Matka, która już wtedy była wdową i miała dwójkę dzieci na utrzymaniu, zdecydowała się na powrót do Wójcina. Przybyli tam w 1934 roku i zamieszkali w domu Pawyzów w środku Wsi. Tutaj siedmioletni Konrad Wilczyński zaczął chodzić do szkoły i ten krótki okres swego życia uwiecznił w swych wspomnieniach napisanych w Sydney w 1993 roku.

     Po wybuchu wojny w 1939 roku, jako jedenastoletni robotnik, zaczął pracować wraz z mamą w majątku niemieckim po drugiej stronie Prosny (folwark Chudoba koło Biskupic). Jego robota polegała na tym, że pomagał mamie w odnoszeniu koszyków z ziemniakami i burakami. W następnym roku nastąpiły już jednak wysiedlenia ludności Wójcina. Być może rodzina Konrada nie była wysiedlona, lecz pozostała we wsi, pracując w majątkach za Prosną, a wracając do domu w Wójcinie na zimę. Można tak zakładać, bo na deskach organów kościelnych w Wójcinie zostało wyryte imię i nazwisko Konrada oraz data 1944.

     W 1954 roku Konrad wraz z żoną zamieszkał na Dolnym Śląsku w Jedlinie Zdroju, gdzie zaczął pracować w tamtejszej fabryce izolatorów (Zakłady Porcelany Elektrotechnicznej „Zofiówka”). Z czasem został tam głównym księgowym, a potem kierownikiem działu zatrudnienia i płac. Był żonaty z Marianną Dulas, córką Stanisława Dulasa z Wójcina. W 1989 roku wraz z żoną przeprowadził się do Sydney w Australii, gdzie mieszkała już ich jedyna córka, Aldona Janus. Tam pracował jeszcze przez 10 lat, zajmując się naprawą systemów zegarowych pralek w prywatnej firmie. Tam też ukazały się drukiem w 1993 roku wspomnienia z jego krótkiego pobytu w Wójcinie:  „Wójcin mego dzieciństwa 1934 – 1939”. Książka ukazała się drukiem najpierw w Sydney, a potem w Krakowie, ale w bardzo niewielkiej ilości egzemplarzy, toteż nakład szybko się wyczerpał.
          Autor celowo napisał swą publikację przedwojenną gwarą „wójcińską”, bo chciał ocalić ją od zapomnienia. Stąd też ta książka może być ciekawym dokumentem źródłowym dla językoznawców. Jak wiadomo z relacji internetowej jego córki, Aldony Janus, zachowała się również druga wersja książki ojca, która napisana została współcześnie używaną polszczyzną, ale maszynopis jest już wyblakły i mało czytelny.

     Zamiarem Konrada Wilczyńskiego było ujęcie jak największej ilości zdarzeń, przybliżyć czytelnikom obraz dawnego Wójcina, utrwalić nazwiska powszechnie znanych osób, oraz opisać obyczaje i trud życia codziennego we wsi.
     Żałował, że tak późno zabrał się za pisanie wspomnień, bo luki w pamięci zatarły ślady po wielu imionach znanych mu kiedyś mieszkańców Wójcina.
     Niestety, imię i nazwisko Wilczyńskiego także uległo powszechnej amnezji. W Wójcinie nawet z starszego pokolenia mało kto już o nim pamięta. W bibliotece szkolnej nie ma książki jego autorstwa, brak jej również w wójcińskiej filii Gminnej Biblioteki Publicznej w Łubnicach. Zresztą nie ma jej w żadnej Bibliotece w Polsce (!).

Pomimo uśilnych próśb i 9 miesięcznego oczekiwania na udostępnienie tekstu książki autorstwa Konrada Wilczyńskiego do publikacji na stronie internetowej nie otrzymałem na to zgody.
Przepraszam tych wszystkich którzy być może liczyli na taką publikację.
Niniejszym zamykam temat tłumaczenia książki.

Andrzej Głąb
Wójcin 25.09.2015


Copyright © by Andrzej Głąb Wójcin 2009 - 2024.
Strona wykorzystuje pliki cockies do monitorowania i obsługi więcej