top_banner

Rozdział 3

Rozwój gospodarki folwarcznej i początki kryzysu (XVIIw.)

str. 4

 Drugie tajemnicze „zniknięcie” dotyczy strumienia, który kiedyś przepływał przez Wójcin. Jeszcze w czasie lustracji królewszczyzn w latach 1564-1565 był on wymieniany, ale bez nazwy („Bukówka”, „Bukowina”?). Stanowił on podstawę do utworzenia dużego stawu rybnego nazwanego „Bukowina”. „Bukówka”(?) wpadała do Prosny koło Chotynina, łącząc się po drodze z dopływem płynącym od strony Żdżar, gdzie znajdował się „Bukowiński staw”. W 60 lat później dokumenty lustracyjne już nic nie wzmiankują ani o strumieniu, ani o stawie rybnym.  Widocznie strumień wysechł, a wraz z nim i zbiornik wodny. Pozostał po nim tylko ślad w postaci kilku oczek wodnych i wjazdu na Pasternik od strony szosy łubnickiej, który wyglądał jeszcze niedawno jak płytki jar wyrzeźbiony nurtem rzeczki. Od północnego wschodu do Wójcina przylegał las, którego trzebienie przyniosło nieodwracalne skutki dla środowiska. Analiza ukształtowania pionowego wskazuje, że kiedyś sieć rzeczna w okolicy Wójcina była znacznie bogatsza, a zanikanie i schodzenie źródeł w dół Prosny miało swoje przyczyny w trzebieniu lasów. Ewentualna nazwa „Bukówka” mogłaby sugerować, że w drzewostanie przeważały na tym obszarze buki, a na pewno też nie brakowało tam dębów, co stwarzało znakomite warunki do wypasu trzody chlewnej, a dawna nazwa osiedlowa „Pasternik” może świadczyć, że tak się może działo.
    Wróćmy jednak znowu do lustracji i osady młyńskiej. Nie ma w dokumentach lustracyjnych informacji o wielkości gruntu posiadanego przez młynarza, ale są informacje o opłatach, jakie musiał wnosić panu staroście w pieniądzu i w naturze (czynsz, żyto, pszenica, wieprzki). Młynarz był najzamożniejszym spośród rolników i rzemieślników wiejskich, a świadczy o tym choćby jego obciążenie wobec dworu - weźmy choćby dane z wykazu powinności w 1628 r.: przychód roczny z całej wsi wyniósł wówczas 191 fl 12 gr., a w tej kwocie udział młynarza wyniósł aż 73 fl 18 gr., czyli ponad 38% (!). Majątku młyńskiego nie omówiono, ale z samego tylko mielenia zboża czerpał młynarz znaczne korzyści, ponieważ opłatę pobierał zazwyczaj w naturze, czyli co któryś tam worek mąki zmielonej należał do niego w formie zapłaty. W ten sposób uzbierał sobie zawsze wiele takich worków i mógł je potem sprzedawać z dużym zyskiem. Nie dziwujmy się więc temu, że starosta Mikołaj Zebrzydowski zatroszczył się też o to źródło dochodu i w roku 1583 „otrzymał młyn Kosin we wsi Wójcin na podstawie przywileju królewskiego”. Najprawdopodobniej w dwieście lat po lokacji wsi dawny ród sołtysów wójcińskich, jeśli nie wymarł i nie przeniósł się gdzie indziej, to po sprzedaży sołtysostwa klepał biedę wraz z innymi chłopami. Praktycznie między obliczeniami pierwszej lustracji z XVII wieku i tej następnej - nie ma większych różnic. Wzrosła tylko wartość żyta, owsa i pszenicy – co zwiększyło dochodowość wsi ze 177 do 191 florenów. Pod tym względem Wójcin plasował się na czołowym miejscu w starostwie. Pozostałe wsie osiągały następujące wyniki (pierwsze liczby dotyczą lustracji 1616, a te w nawiasie z 1628):
  Biała 97 (266), Chotynin 102 (107), Żdżary 110 (115), Wyszanów 134 (147), Donaborów 150 (164), Woyczyn 177 (191), Jankowy 178 (198).
 Jeśli chodzi o dochodowość folwarków obliczoną we florenach - to przedstawiała się ona następująco:
Zamek (Bolesławiec) 703, Biała 635, Jankowy 491, Woiczyn 469, Wyczanów 455, Wiewiórka 338, Gola (Golica) 245.
 Jak widać, oprócz Goli pojawił się też nowy folwark w Wiewiórce (1616), chociaż w wykazie wsi starostwa bolesławskiego takiej miejscowości również nie znajdziemy. Czyżby w obydwu folwarkach (Gola i Wiewiórka) zbudowano coś na kształt późniejszych „czworaków” dworskich”, tj. budynków mieszkalnych dla służby dworskiej podzielonych na cztery odrębne i niewielkie mieszkania z osobnym wejściem?  W przypadku Wiewiórki siłę roboczą stanowili chyba jednak głownie chłopi ze Żdżar, ponieważ przy tej wsi folwarku nie wymieniono. Jeśli chodzi o porównanie dochodowości 4 starostw ziemi wieluńskiej – to ranking był następujący (we florenach): Wieluń 7812, Bolesławiec 5242, Grabów 2626, Ostrzeszów 1905 (jw.).

   W porównaniu do pierwszej lustracji (1564) wymiar pańszczyzny w Wójcinie wzrósł podwójnie i wyrównał się z innymi wioskami:

„Kmiecie ze źrzebia robić powinni 4 dni w tydzień, tak zimie jako i lecie po jednemu, a we żniwa po dwojgu, wychodzą na robotę o wschodzie słońca, a schodząc o zachodzie. Dwie godzinie lecie sobie i dobytkowi swemu, a zimie godzinę jedną w przypołudnie odpoczynku mając” (Lus 1616 s.164).

W czasie żniw pańszczyzna wzrastała zatem do 8 dni z łanu, co wymagało wydelegowania dwóch osób do pracy na folwarku: „a we żniwa po dwojgu”.
   Długość dnia zmienia się codziennie w ciągu roku: około 12 godzin ma dzień 21 marca i 23 września; około 21 czerwca jest dzień najdłuższy (16 h 47’), a około 23 grudnia najkrótszy (7 h 42’); w lipcu i sierpniu (żniwa) dzień ma jeszcze od 16 do 14,5 godzin. Tak więc dzień pracy latem, po odjęciu 2 godzin wypoczynku, wynosił: w lipcu – około 14 h, a w sierpniu około 12,5 h natomiast zimą (grudzień – luty), kiedy to głównie odbywały się omłoty i czyszczenie ziarna, dzień pracy wynosił od 6,5 do 9 godzin (po odjęciu 1 godziny przerwy). Oczywiście, chłopi nie pracowali według zegarka, ale od wschodu do zachodu Słońca, a koncert kogutów wiejskich o brzasku stanowił znak orientacyjny w dzień pochmurny. Jeśli ktoś zaspał - to mógł być brutalnie obudzony przez pachołków dworskich, którzy nie żałowali batów.
Największe problemy z czasem mieli zamożni chłopi pełnorolni (1 łan), tzw. kmiecie, którzy w pierwszej połowie XVII wieku zobowiązani byli do pańszczyzny czterodniowej. Jeśli cztery dni pracy trzeba było odpracować na folwarku – to na użytkowanym przez rolnika gruncie zostawało tylko 2 dni do pracy. Każdy nowy dzień pańszczyzny podnosił dochodowość folwarku, a obniżał równocześnie dochodowość ziemi użytkowanej przez rolnika. Jak tu gospodarować siłami i środkami?
Zrozumiałe jest, że ani praca chłopa na folwarku, ani u siebie - nie była wystarczająco zadowalająca. Jeśli taki gospodarz miał dorosłych synów, to wówczas można było podzielić siły i środki, a w innym przypadku kmieć będzie musiał utrzymywać bezrolnego parobka, którego umieszczano albo w jakiejś komórce, albo najlepiej wśród zwierząt, bo wtedy w nocy mógł ich dopilnować przed złodziejami, a w dzień - pójść za gospodarza odrabiać pańszczyznę, albo zastąpić go w jego gospodarstwie. Rolnik, który miał pół łanu gruntu, posiadał więcej wolnego czasu dla siebie, ale w czasie żniw także potrzebował pomocy i na ogół stać go było na zatrudnianie parobka.
  Natomiast robocizna zwana „powozem” kształtowała się wówczas następująco:

„Powóz na mil siedm ze zbożem wedle dekretów KJM odpracować powinni, co im za 2 dni w robotę potrącono być ma. A iż sami poddani trzykroć od roku forę do Wrocławia postąpili, tedy temu nie przecząc, postanawiamy, aby na wóz więcej nie brali zboża, tylko po 3 czw., a to dla tego, aby nakładem wielkim ciemiężeni nie byli. Którą forę odprawując robić nie powinni cały tydzień […] dlatego, iż daleka i ciężka droga” (Lus 1616, s164).

 

Copyright © by Andrzej Głąb Wójcin 2009 - 2024.
Strona wykorzystuje pliki cockies do monitorowania i obsługi więcej